wtorek, 5 maja 2015

Ekhem...

Cóż, jak zapewne zauważyliście (nawet ślepy by już zdążył zauważyć) zniknęłam. Chciałabym (naprawdę bardzo bym chciała) zwalić winę na nauczycieli, którzy zaciskali nam na szyjach pętle przed egzaminem, na natłok zajęć dodatkowych, a nawet kwiatki kwitnące na Marsie, ale prawda jest taka, że żaden z tych czynników nie miał wpływu na moje zniknięcie... Po prostu ilekroć zabierałam się za pisanie nowego rozdziału energia wypływała ze mnie i coś nie chciała wrócić. Tak, więc postanowiłam zniknąć cichaczem. Co jakiś czas właziłam tu, patrzyłam na ten cholerny tekst i czułam potworny wstyd. Dopiero cztery rozdziały, a ja już chcę sobie odpuszczać? Niestety, Nick i Rick spakowali manatki i uciekli z mojej głowy na wakacje na Madagaskar... Kompletnie odeszła mi chęć kontynuowania tego, ale stwierdziłam, że znikanie bez śladu też nie jest rozwiązaniem. 
Więc tu i teraz obwieszczam wszem i wobec, że znikam. Być może jeszcze tu wrócę, ale jeśli wrócę to z czymś całkiem nowym, bo bliźniacy zamierzają na stałe osiedlić się na Madagaskarze i już ich prawdopodobnie nie odzyskam.
Tak więc c'est la vie i żegnam!

niedziela, 1 marca 2015

Quartus. Koszmar na jawie

Nick siedział na łóżku i słuchał muzyki przy okazji podczytując książkę, gdy mama wpadła do jego pokoju. Chłopak zsunął słuchawki na szyję i spojrzał na kobietę pytająco.
– Wołałam cię – zakomunikowała patrząc na syna karcąco. – Ktoś do ciebie przyszedł. 
Nick zmarszczył brwi i skinął głową. Nic już nie mówiąc odrzucił słuchawki i książkę na stolik nocny po czym ruszył na dół zobaczyć co się stało. Czyżby Jason? Ale on nawet nie wiedział, gdzie mieszka Nick.
Wszystko stało się jasne, gdy zobaczył Ellie siedzącą na fotelu w salonie. Dziewczyna mięła w rękach rąbek swojego szarego swetra i przygryzała wargę. Gdy tylko dostrzegła, że ma towarzystwo zerwała się na równe nogi i uśmiechnęła krzywo.
– Cześć, Nick.
Chłopak zmarszczył podejrzliwie brwi, ale mimowolnie pokiwał głową. 
– Może przejdziemy się? – zaproponowała patrząc niepewnie na panią Johansson krzątającą się po kuchni. – Powinniśmy chyba o czymś pogadać.
Nick wziął urywany oddech. Czyżby Ellie miała na myśli to co się wydarzyło w szkole? Możliwe, aby już do niej dotarły wieści o śmierci Ricka i teraz chciała wydusić z niego jak to możliwe że zobaczyła umarłego?
– W porządku – odpowiedział wbrew wszystkim za i przeciw. 
Ruszył do przedpokoju, a Ellie podążyła za nim. Nick szybko wsunął na nogi buty i zarzucił skórzaną kurtkę.
– Idziemy na spacer. Wrócę za dwadzieścia minut – krzyknął jeszcze do mamy i nie czekawszy na odpowiedź wyszedł z domu przepuszczając w drzwiach koleżankę.
Ruszyli chodnikiem w milczeniu. Oboje trzymali ręce w kieszeniach i nie patrzyli na siebie. Żadne z nich nie miało odwagi odezwać się pierwsze.
Nick kątem oka spojrzał na Ellie i musiał stwierdzić, że jest ona bardzo ładna. Miała lekko opaloną cerę, a do tego ciemne włosy i zielone, niemal kocie, oczy oraz malinowe usta, które teraz miała wywinięte w podkówkę. Ubrana była w zniszczone dżinsy, te same, w których nic widział ją dnia jej wprowadzki do domu naprzeciwko, i szary sweter bez zapięcia. Nick musiał stwierdzić, że biła od niej jakaś taka poświata – jakby aura. Może było to głupie, ale Nick zaczynał powoli przestawać wierzyć w to, że cokolwiek jest niemożliwe. Przecież dziś zobaczył swojego zmarłego brata!
I już trochę zaczął się przyzwyczajać do tej myśli, choć nie zobaczył Ricka od czasu pobytu w tamtej toalecie wiedział, że to nie był wyłącznie wymysł jego fantazji. W końcu Ellie też to zobaczyła! 
Nie wiedział jednak czy z tego akurat powinien się cieszyć…
– Nick, muszę ci coś powiedzieć – wydusiła wreszcie z siebie Ellie przystając.
– No to mów – Nick stanął naprzeciwko niej i skinął głową.
– Pamiętasz nasze małe spotkanie w toalecie? – zarumieniła się trochę spuszczając głowę. Potaknął. – Widzisz… ja, tak jakby… wierzę ci – wam. – uniosła spojrzenie ponownie na Johanssona i uśmiechnęła się blado.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – chłopak zmarszczył czoło niepewnie.
– Wiem, że może to zabrzmieć jak szaleństwo, ale ja wierzę w to, że twój bliźniak nie żyje. Nazywał się Rick, tak? – Nick pokiwał głową z wahaniem. Nie był pewny czy chce wiedzieć dokąd ta rozmowa zmierza. – Bo widzisz, Nick, ja tak jakby… mogę widzieć umarłych.
Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
– Ja-k? – wydukał z zaschniętym gardłem.
Ellie nadal na niego nie patrzyła.
– Nie wiem, ale od kiedy pamiętam widzę umarłych i tak jakby moim zadaniem jest im pomagać przejść do Krainy Śmierci ze świata Pomiędzy. Pomagam im dokończyć niedokończone sprawy i dzięki temu dusze mogą odejść w spokoju – spojrzała na niego z nadzieją, że zrozumiał. Ale Nick miał już tak namieszane w głowie, że zaczynał wątpić w istnienie wiewiórek.
– Wiesz, że to brzmi dość wariacko?
Ellie uśmiechnęła się ironicznie.
– A to, że widzisz Ricka nie jest wariactwem? – odcięła się.
Nickowi opadły ramiona. Przetarł dłońmi twarz i spojrzał niepewnie na koleżankę.
– Możliwe, że zwariowałem i właśnie jestem w drodze do psychiatryka, ale… pomińmy to. Podsumowując… Ja zobaczyłem dziś swojego martwego brata, a ty na co dzień widzisz duchy i pomagasz im umrzeć do końca? Nic mi nie umknęło?
Ellie pozwoliła sobie na delikatny półuśmieszek.
– Nie, Nick. Sądzę, że dobrze wszystko ująłeś.
– Okej, ale dlaczego akurat mi to mówisz? – rozłożył ręce.
– Ponieważ jesteś pierwszą osobą, jaką spotkałam w życiu, która także widzi zmarłych… No, zmarłego. Ale to też się liczy. Nie wiem kim jesteś, ale nie jesteś taki jak ja. Widzisz tylko swojego brata, a nie każdego ducha. – Ellie wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie. – Mogę ci pomóc. Mogą pomóc Rickowi jeśli odważysz mi się zaufać i powiesz całą prawdę.
– Powiemy – Nick podskoczył słysząc za plecami znajomy głos. Po chwili u jego boku pojawił się bliźniak. – Mam dość wiszenia Pomiędzy. Wcale mi się to nie podoba.
Nickowi zabrakło tlenu. Wszystko to działo się w zbyt zastraszającym tempie.
– Mam dość – warknął i zaczął iść szybkim krokiem w stronę domu.
– Nick! – zawołała za nim Ellie i zaczęła biec. Złapała go za ramią i obróciła w swoją stronę.
– Czego? – syknął chłopak patrząc na dziewczynę ze wściekłością.
– Rozumiem, że dla ciebie to wszystko jest nowe… I przerażające. Ale ja musiałam to znosić przez całe życie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię spotkałam. Teraz już nie jestem jedyną, która widzi duchy. Może to samolubne, ale tak jest. I musisz się z tym pogodzić.
Nick przymknął oczy i potarł skronie palcami.
– Okej, niech będzie – mruknął pod nosem. – Więc możesz pomóc mi i zrobić tak, aby wszystko wróciło do normy. Aby Rick naprawdę umarł…?
Ellie popatrzyła ponad ramieniem Nicka na jego brata, który właśnie opierał się o słup. Chłopak uśmiechnął się smutno i pokiwał głową.
– Tak, mogę tego dokonać – zgodziła się dziewczyna. – Wiele razy pomagałam duchom przedostać się do Krainy Śmierci i mam nadzieję, że i tym razem mi się uda. Jednak i ty i Rick będziecie mi musieli pomóc. Najpierw trzeba odkryć powód dla jakiego Rick jest Pomiędzy. Dlatego musicie powiedzieć mi całą prawdę o sobie, nawet tę najmroczniejszą, bo wszędzie może kryć się powód. Jasne?
Rick przytaknął i położył dłoń na ramieniu brata. Tamten spojrzał na niego i potrząsnął głową jakby samemu nie dowierzając w to co się dzieje.
– To kompletne wariactwo, ale zgadzam się. Chyba czas się wyspowiadać.

***

Nick, Rick i Ellie wrócili do domu Johanssonów i zaszyli się w pokoju chłopaka. Na szczęście udało się uniknąć konfrontacji z mamą, bo zostawiła karteczkę, że razem z Carly pojechała do supermarketu po zakupy. 
Cała trójka usadowiła się na łóżku. I chłopcy zaczęli opowiadać. Oczywiście pierwszym o czym wspomnieli było to, że gdy Rick jeszcze żył mogli rozmawiać ze sobą telepatycznie, a jeśli chcieli potrafili też czytać w myślach innym ludziom. Zmarły brat stracił tą umiejętność po śmierci, ale Nick nadal mógł czytać myśli innych, ale rzadko korzystał z tego daru.
Ellie przysłuchiwała się wyjaśnieniem w skupieniu i w którymś momencie pstryknęła palcami.
– Kiedyś coś takiego czytałam…
Popatrzyli na nią w oczekiwaniu na wyjaśnienia.
Ellie wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
– Posłuchajcie, gdy byłam mała zaczęłam widzieć już duchy. Opowiadałam rodzicom o jakichś ludziach, którzy jedli ze mną podwieczorki i opowiadali mi bajki na dobranoc. Rodzice myśleli, że to zmyśleni przyjaciele, ale im byłam starsza tym mocniej komunikowałam, że widzę coś czego oni nie. W końcu wysłali mnie do psychologa. Miałam wtedy siedem lat. I wreszcie zrozumiałam, że powinnam trzymać język za zębami, bo tylko ja ich widzę. Im robiłam się starsza tym bardziej podejrzane się to robiło i starałam się dociec prawdy co ze mną nie tak. Dlaczego ich widzę. Przekopywałam Internet, plądrowałam księgarnie i biblioteki, aż wreszcie wpadłam na jedną starą książkę z 1699 roku. Napisał ją mężczyzna, który był odpowiedzialny za palenie czarownic w Salem. Ale nie było w niej mowy tylko o czarownicach. Pisał o wszystkich dziwnych istotach jakie napotkał na swojej drodze. Sam był jednym z nich. Widział umarłych dokładnie tak jak ja. Nazwał siebie Milczącym, ponieważ w ciszy pomagał zbłąkanym duszom. Przeglądając raz tę książkę natrafiłam na wzmiankę o czymś co nazywało się… Virdenis – tak mi się wydaje. Inaczej znaczyło to po prostu Bracia Krwi. Było tam coś o tym, że słyszą swoje myśli, ale nie pamiętam wiele więcej. Musiałabym poszukać tą książkę.
Nick, który przysłuchiwał się w skupieniu opowieści Ellie odchrząknął i stwierdził:
– Więc sądzisz, że nie jestem człowiekiem?
Ellie popatrzyła na niego unosząc jedną brew z pobłażaniem.
– To, że jest się Virdenis czy Milczącym nie oznacza, że utraciło się człowieczeństwo. To czarownice są mniej ludźmi niż my. A właściwie… nie jestem nawet pewna czy dobrze dedukuję. Poszukam tę książkę i jutro wam powiem coś więcej w szkole, w porządku?
Bliźniacy pokiwali głowami uśmiechając się. 
– Okej, a teraz lepiej będzie jak już wrócę do domu, bo rodzice zacząć się martwić – stwierdziła wskazując na swój dom.
– Ja też na razie znikam – zakomenderował Rick. – Muszę się trochę przespać. Kto by pomyślał, że martwi też sypiają? – wywrócił oczami i rozpłynął się w powietrzu.
Ellie i Nick popatrzyli po sobie. Chłopak wzruszył tylko ramionami i wstał w celu odprowadzenia koleżanki. Gdy już stali na dole przy drzwiach dziewczyna zagadnęła Nicka z uśmiechem.
– Fajny masz pokój, wiesz?
Nick pokręcił głową odwzajemniając uśmiech.
– Wygląda jak graciarnia.
– Musiałbyś zobaczyć jak wygląda mój. Od razu byś to odszczekał.
Oboje roześmiali się w głos, lecz po chwili spoważnieli. Ellie zagryzła wargę.
– Wiesz, że nie chciałabym, abyś myślał o mnie w kategoriach istoty nadprzyrodzonej… Jestem też człowiekiem, przeprowadziłam się tu i chcę także znaleźć nowych przyjaciół, więc… Mam nadzieję, że mnie nie skreślisz ponieważ jestem dziwna.
Nick zachichotał.
– Przez całe życie żyłem dzieląc głowę z bratem. Uwierz, że zaakceptuję to wszystko szybciej niż normalny człowiek. A w ogóle… dziwność jest fajna – uśmiechnął się zadziornie do Ellie, która zareagowała na to rumieńcem.
– To… – odchrząknęła znacząco. – Do zobaczenia jutro w szkole.
– Mogę po ciebie skoczyć i razem pojedziemy – zaoferował niby od niechcenia.
Ellie uśmiechnęła się i skinęła głową.
– Cześć.
– Ta… Cześć – odparł Nick opierając się o framugę drzwi i patrząc jak Ellie znika za drzwiami swojego domu. 
Uśmiechnął się nieco.
– Może nie będzie tak źle – mruknął sam do siebie widząc nadjeżdżający już samochód mamy. Gdy tylko zaparkowała go na podjeździe Nick rzucił się, aby pomoc dziewczyną wnieść do domu zakupy.

***

Nick poczuł zapach wieczornego powietrza. Zmarszczył brwi patrząc pod nogi. Jechał na desce. Co więcej – jechał na desce tyłem. Spojrzał niepewnie przed siebie i dostrzegł uśmiechająco się szeroko twarze Carly i Ricka. Klaskali mus.
Nick poczuł dziwaczne déjà vu. Instynktownie obrócił się znów przodem do kierunku jazdy. Deskorolka jakby sama zahamowała. Nagle zza zakrętu wynurzył się czarny lincoln z błyszczącym w świetle lamp ulicznych lakierem. Przednia szyba była przyciemniona przez co Nick nie mógł dostrzec kto prowadzi. Ale ten ktoś ewidentnie nie zamierzał za szybko hamować. Zaczął dopiero wtedy, gdy było pewne, że nie może zdążyć powstrzymać katastrofy.
Nick poczuł jak zderzak wzbija mu się w miednicę. Następnie stracił grunt pod nogami i siła uderzenia odrzuciła go do tyłu. Poczuł jak upada na asfalt głowa uderzyła w ziemię. Ten okropny chrzęst pękającej czaszki. Ale Nick nadal był świadom.
Nie mógł poruszać żadną kończyną, ale wiedział, że tam jest. Poczuł dotyk czyjejś ręki, a gdy spojrzał w przód zobaczył Ricka ze łzami w oczach, powtarzającego w kółko jedno słowo:
Nie, nie, nie, nie, nie…
Nick starał się coś powiedzieć, ale żadne słowo nie chciało wydostać się z jego gardła. Był słaby i bezwładny. Patrzył jak jego brata odciągaj jakieś ramiona. Czuł okropną pustkę. Spróbował mu przekazać w myślach, że wszystko w porządku, ale napotkał opór.
Poczuł dotyk. Ktoś go podniósł, przeniósł na nosze i nakrył czarnym brezentem. 
Nick chciał się szarpać. Musiał stamtąd wyjść i iść do Ricka. Uspokoić go, że to nic takiego, lecz… Nie potrafił.
Nagle poczuł jak się unosi. Zaczął lecieć do góry, wciąż do góry. Po chwili ujrzał całe Hex Hill z lotu ptaka. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, który zaraz jednak zniknął. Dział ciało przykryte czarnym brezentem wnoszone do karetki i Ricka, który wyrywał się policjantom. 
I dotarło do niego co to wszystko znaczyło. Umarł. On widział swoją własną śmierć. Nie, nie swoją, śmierć Ricka. Oni zamienili się miejscami…

***

Nick zerwał się z łóżka dysząc ciężko. Cały był zlany potem, a pidżama przyklejała mu się do ciała. Złapał się za głowę i potarł dłońmi skronie. 
– To tylko sen – wyszeptał jakby chcąc przekonać samego siebie.
Wcale mu się nie podobało, że śnił o wydarzeniach tamtej nocy. Już nie raz mu się to zdarzało w ciągu pierwszego miesiąca, ale nigdy nie zamienił się z Rickiem miejscami. To było okropne widzieć swojego brata w takim stanie jak on znajdował się wtedy. Właściwie niczego z tego nie pamiętał, ale Carly i mama tłumaczyły mu jak zachowywał się po tym jak policjantom udało się go odciągnąć do od ciała Ricka.
Nick potrząsnął głową chcąc wyrzucić te obrazy z pamięci. Odrzucił kołdrę i na palcach przemknął do łazienki. Zdjął przemoczony potem T-shirt i wrzucił go do kosza na brudną bieliznę. Następnie odkręcił kran i nabrał nieco wody w dłonie. Obmył całą twarz i opierając się o zlew spojrzał na swoje oblicze.
Wyglądał jak przerażony jelonek, który stoi pośrodku drogi gapiąc się na światła auta, które zaraz go potrąci. Przetarł dłońmi twarz i odetchnął kilka razy głęboko starając się wyrównać oddech. Schylił się do kranu i napił trochę wody namaczając nieco wysuszony na wiór język.
Sięgnął po ręcznik i przetarł twarz, a gdy ponownie spojrzał w lustro z jego gardła wydobył się zatrważający krzyk.
Ktoś napisał na lustrze:
To powinieneś być ty.
I te słowa… One były wypisane krwią.



Buenos días!

Trochę przeciągnęłam dodawanie rozdziału, bo nie byłam go pewna. W końcu zaczęłam pisać od początku, po czym stwierdziłam, że wcześniejsza wersja była lepsza. Koniec końców zostawiłam początkowy scenariusz, ale całkowicie zmieniłam treść. Sądzę, że wyszło na lepsze. Druga część ze snem wydaje mi się nieco bardziej udana... Wciąż mam jednak wrażenie, że coś jest nie tak, ale jakbym miała z nim dłużej walczyć to chyba by mnie pokonał >.< 
Tak więc: jest jak jest. Teraz możecie chwalić, rugać, krzyczeć i bić. Macie wolne pole do popisu! ;p

Pozdrawiam, Jessabelle ;*

niedziela, 8 lutego 2015

Tertius. Dusza nigdy nie umiera

Po lekcji Mulligan Nick zamierzał odprowadzić Jasona na zajęcia z trygonometrii, a sam iść na historię, ale niespodziewanie jego plan został zaburzony przez nauczycielkę. Kiedy już miał wychodzić z klasy poprosiła go, aby na chwileczkę został. Zaskoczony pożegnał się z Jasonem i polecił, aby o drogę zapytał Davida, jednego z kolegów, z którym kiedyś chodził pojeździć na desce do skate parku. On natomiast stanął przed zwaśnioną nauczycielką czekając na wyjaśnienia.
Panna Mulligan wstała zza biurka obeszła je dookoła i oparła się o nie naprzeciwko Nicka.
– Wiem, że między nami nie było najlepszych stosunków – zaczęła, a chłopak natychmiast parsknął.
– Pani nienawidziła mnie. Mnie i mojego brata.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie nienawidziłam ani ciebie ani Ricka. Byłam wami zafascynowany. Bo widzisz… lubię mieć wszystko pod kontrolą, lubię wiedzieć z czym mam do czynienia. A gdy nie rozumiem pewnej rzeczy jestem wstanie za wszelką cenę uzyskać rozwiązanie. Dlatego tak mnie denerwowaliście. Byliście zagadką. Problemem, którego nie potrafiłam rozwiązać. Robiłam wszystko, aby dociec o co w tym chodzi. Jak robiliście to co robiliście. Nienawidzę czegoś nie rozmieć. Dlatego obserwowałam was uważnie, szukałam… czegokolwiek. Ale nie potrafiłam nic znaleźć – kobieta uśmiechnęła się delikatnie. – I dlatego was podziwiałam. I może w głębi duszy nieco polubiłam. Nawet nie wiesz jak wstrząsnęła mną wiadomość, że Rick umarł – oczy jej się zaszkliły. – Wiadomość otrzymałam następnego dnia. I wiesz co? Sprawdzałam wtedy wasze testy. Sprawdziłam twój i właśnie siedziałam przy Ricku, gdy dostałam wiadomość. Znów przeklinałam was za to jak wam się udało… A potem, po tym telefonie, popatrzyłam na test twojego brata i… zabrakło mi tlenu. Bo wiedziałam, że już nigdy nie oddam mu tego pieprzonego testu – kobieta była tak wytrącona z równowagi, że nawet nie zwracała uwagi na słownictwo.
Nick poczuł, że i jemu po poliku stacza mu się łza. Nie dbał o to czy Mulligan to zobaczyła. Miał gdzieś czy ktokolwiek zobaczy, że płacze, ale obiecał samemu sobie, że nie będzie więcej płakał. Musiał być silny. Przetarł łzę rękawem ze złością.
– Nie wstydź się płakać – wyszeptała nauczycielka. – Łzy nie są oznaką słabość. Łzy to oznaka tego, że byłeś silny zbyt długo. – spojrzała na swoje kościste dłonie. – Lepiej już idź. Zaraz się spóźnisz.
Kierował się już do wyjścia, naciskał na klamkę, gdy dotarło jak wiele zrobiła dla niego ta kobieta. Przez tak długi czas nienawidził jej (a przynajmniej tak mu się wydawało) lecz tak naprawdę ta kobieta mu imponowała. Swoją zaciętością i wytrwałością. I podobnie jak ona jego nigdy nie potrafił jej do końca nienawidzić.
– Dziękuję – spojrzał na nią po raz ostatni i wyszedł.
Nie był pewny, ale wydawało mu się, że ona powiedziała to samo, gdy już stał po drugiej stronie drzwi.

***

Na przerwie obiadowej Nick nie potrafił odszukać Jasona, a nawet jeśli to jego pęcherz domagał się natychmiastowego opróżnienia, więc zaraz po socjologii skierował się w stronę najbliższej toalety.
Po drodze minął dziewczynę, która rano oblała go kawą. Chciała go zatrzymać, ale miał mały problem, więc po prostu ją zignorował. Chwilę potem wpadł do toalety i szybko załatwił swoją sprawę. 
Umył ręce i spojrzał na swoje odbicie. Nic niezwykłego. Teraz, blady chłopak o brązowych, prawie czarnych włosach i lodowato niebieskich oczach ubrany w skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Zdążył już zmienić bluzkę na tą którą nosił w czasie wychowania fizycznego. Dużo dziewczyn mogła go uważać za przystojnego, zwłaszcza gdy się uśmiechał, a w polikach pokazywały mu się urocze dołeczki. 
Westchnął i zarzucił torbę na ramię.
Chciał już wychodzić, gdy coś sobie uświadomił… Zerknął znów na lustro i zamarł. Albo widział podwójnie albo miał zwidy albo…
Za nim stał jego zmarły brat – Rick. 
Nick wytrzeszczył oczy i wziął urywany oddech. Oparł się ręką o umywalkę i obrócił aby przekonać się, że ma halucynacje. 
Nie, pomyślał zaciskając oczy, to nie może być prawda. Rick nie żył. On musiał mieć zwidy. Ale gdy otworzył oczy brat nadal tam stał z założonymi rękami i uśmiechem pobłażania na twarzy. Nickowi warga zadrżała.
– Ty nie żyjesz – wychrypiał prawie niesłyszalnie.
Rick wzniósł oczy ku niebu.
– Nie musisz mi tego powtarzać, bracie. Ostatnio słyszałem to wyjątkowo często.
Z gardła Nicka wyrwał się nieartykułowany dźwięk, który chyba miał być okrzykiem zdumienia.
– Wiem, że musisz być zaskoczony, ale zaraz ci wszystko wyjaśnię. Nie jestem zwidem, nie masz halucynacji. Jestem prawdziwy… To znaczy na tyle na ile prawdziwy może być duch. Mniejsza – machnął ręką. – Chodzi o to, że znalazłem się Pomiędzy.
Nick patrzył na ducha brata szeroko otwartymi oczyma.
– Powiedz, że nie śnie – powiedział nadal lekko chrypiąc. – Powiedz, że ty naprawdę stoisz przede mną. Powiedz to.
Rick uśmiechnął się ciepło.
– Tak, bracie. Jestem tutaj, stoję przed tobą i nie zamierzam na razie nigdzie odchodzić.
Po polikach Nicka zaczęły ciec łzy. Rzucił się w stronę Ricka. Spodziewał się poczuć jedynie powietrze, ale zamiast tego oplotły go ciasno ramiona brata. Ściskał go tak mocno, że gdyby Rick żył pewnie nie mógłby oddychać. Nadal płacząc jak dziecko przytknął swoje czoło do czoła brata i popatrzył na niego jak na największy cud świata.
– To jest niemożliwe, ale mam to gdzieś – rzucił Nick. – Mam to gdzieś nawet jeśli zwariowałem.
Rick zaśmiał się popychając żartobliwie brata.
– Nie zwariowałeś, Nick. Już ci wyjaśnię o co chodzi. Bo widzisz… – jego twarz zmieniła wyraz na poważny. – Gdy umarłem wylądowałem w świecie Pomiędzy. To taki przejściowy wymiar do którego trafia każdy duch, aby potem iść do Krainy Śmierci. Pewne dusze mnie tam poprowadziły, ale nie mogłem przejść przez drzwi. Przez Wrota do Krainy Śmierci nie przechodzą tylko ci, którzy mają tu, na Ziemi, jakąś niedokończoną sprawę. Starałem się z tobą skontaktować, ale byłem zbyt słaby, bo dopiero co umarłem. Musiałem zbierać siły, aby udało mi się stać bardziej cielesnym. No i… tadam.
Nickowi, aż zakręciło się w głowie z tego wszystkiego. Rick stał przed nim i opowiadał mu jakieś farmazony o Krainie Śmierci, niedokończonych sprawach… Rodem z filmu o duchach. Chociaż w sumie to było możliwie jeśli pomyśleć pod kątem, że właśnie stoi i rozmawia sobie ze swoim zmarłym bliźniakiem.
Odetchnął głęboko i starał się jakoś zebrać w sobie, ale zanim odezwał się choć jednym słowem do toalety (męskiej) wparowała dziewczyna od kawy. Nick zamarł. 
Musiał wyglądać w tym momencie dość niezwykle. Mokra od łez, blada twarz i obłąkańczy wzrok.
Szatynka zmarszczyła brwi patrząc na Nicka.
– Wszystko okej? Wyglądasz dość… niewyraźnie – zaryzykowała po czym przeniosła wzrok na Ricka. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. – Którego z was mam przepraszać za oblanie kawą?
Nickowi opadła szczęka, a Rick zakrztusił się.
– Ty go widzisz?
– Ty mnie widzisz? – zapytali bracia w tym samym momencie.
Dziewczyna spoglądała zaskoczona to na jednego to na drugiego.
– A dlaczego miałabym nie widzieć? Bawicie się peleryną Harry’ego Pottera? – zaśmiała się nerwowo spoglądając na drzwi. – Wiecie, może przestaniecie się tak szczerzyć, bo jakbyście nie zauważyli jestem w męskim kiblu. Próbowałam się zdobyć na to przez pięć minut, więc niech któryś raczy mi wreszcie powiedzieć „przyjmuję przeprosiny” zanim ktoś tu wejdzie.  
Bliźniacy popatrzyli po sobie.
– Ona nie powinna cię widzieć, prawda? – spytał Nick Ricka.
Jego brat pokręcił głową.
– Nie powinna. Tylko czarownice i tego typu mogą mnie zobaczyć, gdy przyjmuję cielesną formę.
– Co?! – wykrzyknęła szatynka mierząc ich takimi spojrzeniami jakby stracili zmysły. I pewnie tak musieli wyglądać w jej oczach.
– No bo widzisz…
– Ellie – podpowiedziała Rickowi.
– Tak. No właśnie, Ellie. Bo ja tak jakby… jestem martwy.

***

No i to by było na tyle jeśli chodzi o normalne życie – pomyślał Nick, gdy Ellie stała i gapiła się to na jednego to na drugiego z przerażeniem.
Spodziewał się, że ona raczej ucieknie, bo chyba sam miał na to ochotę. Dla niego to było stanowczo za dużo. Cieszył się, bardzo, że zobaczył Rick, którego – jak myślał – utracił na zawsze. Ale z drugiej strony to było zbyt przerażające by mogło być prawdziwe.
Nick śmiał przypuszczać, że nie każdy nastolatek w jego wieku widzi zmarłych i stoi w kiblu gapiąc się na dziewczynę, która ma podobny problem do niego.
Wreszcie Ellie odchrząknęła głośno i przewróciła oczami.
– To ma być żart? Jeśli tak to bardzo głupi – spłyciła i po raz ostatni spojrzała na Nicka. – Więc przepraszam za oblanie kawą. To tyle ode mnie. Do widzenia.
Powiedziawszy to wypadła z toalety wpadając prosto na Jasona, który właśnie zmierzał w tamtą stronę. Dziewczyna pewnie zaraz zaczęłaby się tłumaczyć z powodu wizyty w męskiej toalecie, ale była zbyt rozzłoszczona na tamtych bliźniaków. Jak można robić tak ohydne kawały? Przecież to nawet nie było śmieszne.
Poszła przed siebie chcąc jak najprędzej zapomnieć o incydencie w toalecie. Wyszarpała z kieszeni plan lekcji i przeleciała go wzrokiem. Miała teraz fizykę. Przyspieszając kroku minęła drzwi na stołówkę, gdzie nadal kłębił się dość duży tłum z uwagi na przerwę obiadową. Wspięła się po schodach, a następnie usiadła na ziemi obok drzwi do sali. Westchnęła i podciągnęła do siebie kolana ukrywając głowę między nogami.

***

Nick starając się ukryć targające nim emocje podążał za Jasonem, aby doprowadzić go pod salę z francuskiego. Sam miał teraz algebrę z niezbyt przyjemnym panem Freemanem. Ale w ogóle nie mógł myśleć o lekcjach. Najchętniej zerwałby się i pojechał do domu, aby przetrawić wszystko w samotności. Do tego bał się, że Ellie w końcu odkryje brutalną prawdę, że Rick rzeczywiście nie żyję – przecież musi kiedyś usłyszeć o zmarłym bliźniaku, bo przecież szkoła od tego aż huczała. Wtedy Nick wolałby nie być w jej skórze. 
Pewnie będzie się czuła jeszcze gorzej niż on sam. Bo Nick czuł się jakby ktoś go porządnie wyprał, a potem wywiesił na sznurku w samym środku zimy. Chyba wolał jak jego brat pozostawał naprawdę martwy. Wtedy mógł porozpaczać nad jego utratą. A teraz? Teraz Rick tak jakby żył, ale… nie do końca. To było gorsze.
– Do zobaczenia – Jason uśmiechnął się szeroko i wszedł do swojej klasy.
Nickowi opadły ramiona.
No pięknie. Będzie teraz musiał iść na lekcje i udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Ale… Potrząsnął głową. Nie, nie da rady. Potrzebował chwili odpoczynku. Za dużo się dziś wydarzyło.
To pierwszy dzień w szkole po wakacjach – po najgorszych wakacjach w całym jego życiu… I co? Zobaczył martwego bliźniaka! Zobaczył kogoś przez kogo przez dwa miesiące utkwił w najgłębszej studni czarnej rozpaczy. Naprawdę miał tego wszystkiego dość.
Nick szedł już w stronę szafki, aby zabrać deskę i wymknąć się gdy przed nim stanęła Carly z założonymi rękami i uniesioną jedną brwią.
– Czego chcesz? – warknął chłopak, a dziewczyna westchnęła głośno kręcąc przy tym głową.
– Nic z tego, Nicky. Mama mówiła, że będziesz tego próbował. Nie pozwolę ci się wymknąć ze szkoły. Masz przejść cały ten dzień. To rozkaz. Nie możesz od wszystkiego uciekać – popatrzyła na niego dosadnie.
Potarł ręką czoło.
– Car, musisz zrozumieć, że…
– Nie – przerwała mu dziewczyna. – Nie zrozumiem. Wiem, że ci ciężko, ale to cię nie usprawiedliwia. Nicholasie Johansson, to pierwszy dzień szkoły i naprawdę, ale to naprawdę będę wdzięczna jeśli uda ci się ten jeden raz wszystkiego nie spieprzyć. Wszyscy my cierpieliśmy przez te wakacje, ale musimy wreszcie pogodzić się z tym co było i zacząć żyć teraźniejszością. Rick nie żyje i nie będzie żył. Koniec kropka. Takie jest życie. Czas, abyś wreszcie to wbił sobie do swojego mózgu. 
Nick zacisnął zęby.
Och, uwierz Car, bardzo bym chciał przestać wciąż o tym myśleć, ale nie mogę. Czy ty nie rozumiesz, że zobaczyłem dziś ducha mojego brata? Że ja się ciągle czuję jakbym był w połowie martwy! I nawet gdybym chciał nie potrafiłbym żyć tak jak kiedyś!
Bardzo chciał wykrzyczeć to kuzynce prosto w twarz, ale nie mógł. Pewnie wzięłaby go za wariata, powiedziała matce i teraz to na sto procent wysłałyby go do psychologa… jeśli nie do psychiatry!
Więc Nick pokręcił tylko głową wciskając ręce do kieszeni. Następnie odwrócił się na pięcie i pozwolił Carly, aby odeskortowała go pod samą klasę. 

[Yhym, to wcale nie wygląda na Nicka i Ricka, ale wiem, że macie wielką wyobraźnię, kochani x)]

Ahoj, kamraci!

Taaa, feriowe odwiedziny kuzynki, która wmusza we mnie porcje jakichś pirackich gówien. Skreślić! Lecimy dalej. 
Zaskoczyłam was? Powiedzcie, że was zaskoczyłam, że tak szybko zaczynam akcję... Bo sama siebie zaskoczyłam x.x Ale wybaczcie... Nie mogłam się pohamować. Kurdem, mam nadzieję, że przy okazji niczego nie zepsułam, bo się chyba powieszę. Jak dotąd do najlepszy pomysł na opowiadanie jaki powstał w mojej skromnej główce. ;p Choć to dopiero trzeci rozdział już kocham moich małych bliźniaków. To prawie jak dzieci czy koty... Aaa, pieprzę jak potrzaskana x.x Tak to jest jak publikujesz po wymęczeniu psychicznym przez psychopatyczną kuzynkę. 
Dobra, nie będę już was tu męczyć moim, chaotycznym i zakrawającym na pierwszeństwo w drodze do psychiatryka, dopiskiem.
Teraz pozostaje mi już tylko czekać na katów przybywających z komentarzami x)

Pozdrawiam, Jessabelle ;*



niedziela, 25 stycznia 2015

Secundus. W samotności płaczę

Dla Nicka czas zwolnił… a może przyspieszył. Sam nie był pewny. Jedno natomiast wiedział na pewno. Jego brat umarł. Umarł pozostawiając go samego z niedefiniowalną pustką w środku. Nick Johansson po śmierci brata bliźniaka nie był już tym samym człowiekiem. Przestał się uśmiechać, przestał rozmawiać. Jedyne co robił całymi dniami to wsłuchiwanie się w hardrockową muzykę płynącą ze swoich słuchawek. Kiedyś nawet nie lubił takiej muzyki. Drażniła go. 
Ale po… wypadku stała się dla niego wybawieniem od ludzi. Zwłaszcza od mamy i Carly, które przeżywały śmierć ukochanej osoby, ale… nie tak jak on. One nie rozumiały i nigdy nie zrozumieją co on czuł. Nigdy nie miały Ricka w swoim umyśle i nigdy ta cząstka nie została z nich wyrwana.
Bo tak właśnie czuł się Nick. Jakby wyrwano mu połowę jego. Był w połowie martwy. W połowie nie istniał. Jego połowę zabrał Rick idąc do krainy śmierci. I nigdy miał już jej nie zwrócić.

Po miesiącu stan Nicka się nie poprawił. Był to już środek wakacji, a on wciąż trwał pogrążony w żałobie i smutku. Mama z Carly jakoś się trzymały, ale on nie potrafił. 
Za każdym razem, gdy chwytał jakąś myśl chciał się podzielić z nią Rickiem, ale napotykał ścianę – opór we własnym umyśle.
Powinnam go wysłać do psychologa…
Nie, nie chodziło o to, że utracił moc. Sprawdzał to wiele razy. Nadal przy odrobinie wysiłku potrafił usłyszeć myśli innych. Ale już nie mógł rozmawiać telepatycznie z nikim. 
Z bratem. 
Westchnął wkładając słuchawki do uszu i rzucił się na łóżko nawet nie zdejmując butów.
Zamknął oczy i skupił się na myślach matki, która razem z Carly sprzątała dom.
Powinnam coś dla niego zrobić. Chyba jestem mu to winna… Albo nie. Nie to nie tak. On nie jest… Ale może potrzebuje pomocy. A może ja jej potrzebuję…
Takie myśli pojawiały się u niej od miesiąca, ale ani razu nie zrealizowała tego pomysłu. Nie wysłała go do psychologa. Wiedziała, w głębi duszy, że on nie pomoże synowi.
Nick odepchnął myśli matki i starał się skupić na słowach piosenki, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu tym razem nie szło mu to najlepiej. Warknął wściekle i rzucił komórką ze słuchawkami na ziemię. 
Następnie stał w łóżka i podszedł do okna. Podtrzymując ręką firanę wyjrzał na zewnątrz. Po drugiej stronie ulicy stał wóz przeprowadzkowy. Przypomniał sobie jak przez mgłę, że matka mówiła mu coś o nowych sąsiadach z naprzeciwka. 
Collinsowie czy coś w ten deseń. Małżeństwo z córką i psem. Nick w momencie, gdy o tym pomyślał wyłowił wzrokiem dziewczynę w białej koszulce i połatanych dżinsach, która niosła pudło roześmiana zaczepiając swojego pupila i trącając go palcem po nosie.
Nick westchnął i zasłonił okno. Ledwo mógł sobie przypomnieć kiedy ostatni raz był taki roześmiany, beztroski. Tak, to było tego dnia. Śmiał się z Rickiem. A potem Rick mu się wymknął. Wymknął dosłownie jak ziarnka piasku spomiędzy palców.
Nick zacisnął zęby i uderzył w worek bokserski, który stał w rogu pokoju.
Od czasu śmierci Ricka wszystko w domu uległo zmianie. A głównie pokój chłopaka. Wcześniej przypominał raczej skejtera i dobrego ducha. Teraz mógł się pochwalić czarną odzieżą, skórzaną kurtką i niebezpiecznym spojrzeniem, które wrzeszczało „Jeśli mi się nie spodobasz to bez przeszkód oderwę ci głowę”. Stał się także bardziej umięśniony, bo aby odreagowywać zaczął często uderzać w worek, biegać i robić mniej lub bardziej pożyteczne siłowe rzeczy. Czasami bezwiednie jego myśli kierowały się w stronę bliźniaka. Zastanawiał się co by powiedział Rick, gdyby go takiego zobaczył. W ogóle nie przypominał siebie.
Nick westchnął odpychając od siebie wszystkie natrętne myśli. Uderzył w worek jeszcze ostatni raz po czym skierował się do salonu.
*
Te wakacje były najgorsze w życiu całej rodziny Johanssonów. Powrót do szkoły i szarej codzienności niewiele lepszy. Całe Hex Hill wiedziało o śmierci jednego z bliźniaków, dlatego Nick nie zamierzał wystawiać się od razu na te spojrzenia, które choć współczujące, niewiele rozumiały.
Dlatego pierwszy raz od dwóch miesięcy wyciągnął deskorolkę i pojechał. Po prostu. Sądził, że pozbył się tej umiejętności, ale okazało się, że idzie mu prawie tak dobrze jak kiedyś. Westchnął i przyspieszył nieco. Jechał chodnikiem przez co raz po raz podskakiwał na nierównościach, ale to nadawało tylko rytm, którego potrzebował. Po dłużej chwili, gdy był w połowie drogi, wsadził do uszu słuchawki i puścił losową piosenkę.
Mężczyzna z głośniczków rozdarł się na całe gardło w czymś co nawet przy dużym wysiłku nie mogłoby się nazwać „śpiewem”, a Nick przyspieszył jeszcze bardziej. 
Droga ze szkoły do domu trwała niespełna dwadzieścia minut i gdy już widział na horyzoncie szkołę dostrzegł także autobus, którym tego dnia jechała Carly. Samej dziewczyny nie dało się zobaczyć, bo był za daleko. Nagle coś przyciągnęło uwagę Nicka. Spojrzał na parking i zmarszczył zdziwiony brwi…. Czy to było możliwe? Nie, nie mogło być. Ale jednak. Widział go. Widział samochód, który zabił jego brata, a potem uciekł. Widział te srebrne, błyszczące czystością felgi w których odbijało się światło i czarny nieskazitelny lakier. 
Nick zapatrzył się w auto i w ogóle nie zważał gdzie i w co jedzie… Dopóki z całej siły nie uderzył w coś. Z krzykiem deskorolka wyjechała mu z pod nóg i pojechała dalej, a Nick tyłkiem przywitał chodnik. Syknął z bólu patrząc na chłopaka, który nie wyglądał wiele lepiej od niego przy czym tamten miał jeszcze gorzej, bo gdy Nick w niego wjechał stał odwrócony tyłem i teraz starał się pozbierać ocierając bolące żebra.
Nickowi udało się szybko podnieść i pomógł chłopakowi, który uśmiechnął się słabo.
– Wybacz, nie patrzyłem jak jadę – przyznał Nick ze skruchą.
Jego rozmówca zaśmiał się i machnął ręką.
– Wiesz, że właśnie w tym momencie bardzo pragnąłem na kogoś wpaść – zamyślił się przykładając palec wskazujący do brody. – Może nie dosłownie, ale co tam. Jestem nowy i aktualnie jedynym moim zajęciem było stanie jak kołek i zastanawianie się czy wbić się w tłum czy poczekać aż wleje się do środka.
Nick pokiwał niepewnie głową i poszedł po deskorolkę. Chłopak podążył za nim.
– Jeśli mam coś poradzić to lepszą opcją jest chwile poczekać – odezwał się ponownie biorąc deskę pod pachę. – Jeśli zdecydujesz się wpychać w tą masę to powodzenia… Możesz już żegnać się z życiem – Nick zaśmiał się niewesoło. – Tak poza tym… Nick – wyciągnął rękę do nowo poznanego.
– Jason – przedstawił się chłopak podając rękę Nickowi.
Jason miał dziwaczne, prawie białe włosy i błękitne jak niebo w słoneczny dzień oczy oraz pełne, czerwone usta i delikatne rysy twarzy. Nie był za bardzo umięśnionym. Można nawet powiedzieć, że miał kościste ciało. Według Nicka przypominał raczej niesfornego dzieciaka niż siedemnastolatka. Miał w sobie coś takiego przez co chłopak aż miał ochotę się uśmiechnąć co bardzo go zdziwiło, bo prawie przez całe wakacje chodził ponury ze spuszczoną głową i burczał na wszystkich. Miła odmiana. 
Może jego zachowanie było nieco uwarunkowane tym, że wolny czas spędzał w towarzystwie mamy lub Carly, które wiedziały o Ricku, o tym co mu się stało i same przez to przechodziły, a Jason był nieświadomy i radosny. Nick nawet cieszył się, że na niego wpadł. Przynajmniej jedna osoba od razu nie zacznie mówić formułki „Nick, jak mi przykro z powodu twojego brata”.
– Więc czekamy – stwierdził Jason patrząc na niezmniejszającą się falę pędzącą do szkoły.
Nick pokiwał sztywno głową i zaczął wypatrywać Carly, ale nie udało mu się jej dostrzec. Dziwne, pomyślał marszcząc brwi. Jason coś paplał stojąc obok niego, ale on go nie słuchał. Skupił się mocno na swojej kuzynce i starał się wedrzeć do jej umysłu. Wyczuł ją, była już w szkole, ale – co go zaskoczyło – nie potrafił do niej się dostać. Zazwyczaj nie miał większych trudności w przebrnięciu zapory w mózgu człowieka. Tylko przyprawiało go to o lekką migrenę. Teraz omal nie zemdlał. W oczach mu pociemniało i gdyby nie Jason byłby się przewrócił.
– Stary, wszystko gra? – chciał się upewnić.
Nick pokiwał niepewnie głową. Teraz już tak. Teraz, gdy nie starał się wedrzeć do głowy kuzynki. Co to było? Co się mogło tak nagle stać? Było to bardzo podejrzane. Nigdy nie miał takich problemów. 
Westchnął. Pomyśli nad tym później. Teraz musiał się skupić na przebrnięciu jakoś przez ten cholerny pierwszy dzień. Potem już pójdzie z górki. Zacisnął zęby. 
Tłum powoli się zmniejszał, więc w towarzystwie Jasona ruszył prosto w stronę bramy do piekła. Jason trajkotał jak nakręcony o swojej poprzedniej szkole, o swojej rodzinie, przeprowadzce, wakacje… Ale Nick słuchał go jednym uchem rozglądając się w poszukiwaniu Carly. Nie znała tu nikogo, to był jej pierwszy rok. Może popełnił błąd. Powinien być przy niej, a nie jechać do szkoły sam olewając wszystko. 
Na szczęście zaraz z ulgą dostrzegł Carly, która rozmawiała z …. Louise Fairchild. Nick zamarł widząc swą ex platoniczną miłość na horyzoncie. Serce zabiło mu mocniej – raz. Tylko raz, a potem się uspokoiło. Już nie był w niej szaleńczo zakochany. To była miłość dzieciaka, który jest beztroski i nie musi się martwić jak przeżyje następny dzień. Nick już taki nie był. Wszystko się zmieniło.
Pokręcił głową, aby odgonić natrętne myśli i zaczął się przedzierać w stronę swojej kuzynki z Jasonem na ogonie.
– Car! – zawołał będąc już niedaleko. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i posłała zdawkowy uśmiech. – Wszystko, okej? – chciał się upewnić.
Carly pokiwała głową.
– Jakoś dotarłam. Powinnam czynić ci wyrzuty, że mnie zostawiłeś samą, ale chyba to zrozumiałe, że chciałeś pobyć trochę sam. Nieważne – machnęła ręką. – Jakoś dotarłam jak zauważyłeś. No i ktoś zaoferował mi pomoc i oprowadzenie po szkole – tu wskazała na Louise.
Nick zlustrował ją szybko. 
Jak zwykle wyglądała olśniewająco. Dżinsowe rurki, błękitna bluzka na którą narzuciła turkusowy sweterek w serek oraz idealnie spięte w kucyk blond włosy. Do tego przeszywające spojrzenie zielonych oczu pod którym to prawie wszystkich chłopakom w szkole miękły kolana. Ci, który na jej widok nie dostawali palpitacji serca albo musieli być zainteresowani osobami tej samej płci albo mieć tak ciężkie przejścia jak Nick, że ból przyćmiewał wszystko.
– Nick – powiedziała miękko patrząc na niego ze współczuciem. A on wiedział co zaraz się wydarzy. – Tak strasznie mi przykro z powodu twojego brata. 
Młody Johansson zagryzł wargę i podziękował z udawanym spokojem po czym odwrócił się na chwilę do Carly.
– Skoro już nie jestem ci potrzebny to skoczę do sekretariatu – kiedy dziewczyna pokiwała głową Nick zwrócił się jeszcze do Louise. – Pilnuj mojej kuzynki, bo jak nie to będzie z tobą źle – uśmiechnął się do niej słabo po czym pocałował Carly w czoło i pożegnał.
Pociągnął za sobą Jasona i ruszyli do sekretariatu.

Po opuszczeniu sekretariatu chłopcy porównali swoje plany lekcji i stwierdzili, że mają pierwszą lekcję taką samą – angielski. Angielski z panią Mulligan. 
Nick nie wiedział dlaczego, ale na wspominanie nauczycielki zakuło go w piersi. Chyba było to spowodowane nieco tym, że w zeszłym roku razem z Rickiem odkryli, że kobieta wcale nie mieszka w willi ze służbą (jak wszystkim opowiadała) tylko w zwykłej rozpadającej się kamienicy na obrzeżach Hex Hill.
– Zdaje mi się, że nie cieszysz się, że mamy razem lekcje – mruknął Jason niby to obrażony.
Nick zaśmiał się kręcąc głową.
– Nie o to chodzi. Nie cieszę się, że naszą pierwszą lekcją jest angielski, bo za nauczycielkę mamy największą sukę jaka znalazła się na tym świecie, a poprzedniego roku naprawdę nieźle jej podpadłem – wyjaśnił chłopak zmierzając w stronę swojej szafki.
Jason skinął głową ze zrozumieniem.
– Czuję ulgę – zaśmiał się.
Nick stanął przed swoją szafką i wpisał szyfr. Zesztywniał widząc jak Jason robi to samo w szafce obok. Szafka Ricka… była teraz szafą Jasona. Nie, jęknął w duchu przymykając oczy. Cudem udało mu się powstrzymać łzy złości cisnące się do oczu. Musiał to przeboleć. Wszyscy mu to mówili. Czas przeboleć tą kurewską stratę i zacząć żyć własnym życiem. Zacząć znów być człowiekiem.
– Nicky – ktoś trzepnął go w ramię. Obrócił się i ujrzał kapitana szkolnej drużyny koszykarskiej. – Strasznie mi przykro, stary – powiedział z prawdziwym współczuciem.
Chłopak westchnął. Z Joshem – kapitanem – był zawsze w dobrych stosunkach (tak samo jak w większością szkoły), ale naprawdę, a to naprawdę miał dość tych spojrzeń i ciągłego „przykro mi”. 
Zanim dotarł do sekretariatu zdążyło go zaczepić już chyba z trzydzieści osób. Był bardzo wdzięczny Jasonowi, że nie pytał co się stało ani nie komentował. Pewnie tamten i tak się już domyślał i właśnie z tego powodu Nick zaczął do tego chłopaka odczuwać prawdziwą sympatię. Być może nie będzie z nim tak źle. Może nawet się zaprzyjaźnią.
Kiedy Josh i jego koledzy oddalili się Johansson trzasnął szafką i kopnął w nią z całą siłą tak, że blacha trochę się wygięła. Jason spojrzał na kolegę nieco zaskoczony, ale niczego nie skomentował.
– No to chyba musimy lecieć – stwierdził zamiast tego patrząc na wyświetlacz komórki. – Za chwilę mamy dzwonek. Skoro mówisz, że ta babka jest takim potworem to lepiej lećmy.
Nick przytaknął. Wyjął książkę z szafki, wsunął do torby i podążył za kolegą. Już prawie byli przy klasie, gdy nagle przed Nickiem otworzyły się drzwi i z damskiej toalety wysunęła się dziewczyna z kubkiem kawy w rękach. Nick nie zdążył zareagować i wpadł na kogoś po raz drugi tego dnia. Tym jednak razem nie przewrócił, ani siebie ani dziewczyny. Zamiast tego cała jej kawa wylądowała na jego białej bluzce.
– O kurcze – szepnęła speszona dziewczyna patrząc w lodowato błękitne oczy Nicka. – Tak strasznie cię przepraszam. Nie zauważyłam cię. 
Rozległ się dzwonek, a Nickowi opadły ramiona.
– Nieważne – powiedział do dziewczyny i już zaczął iść w swoją stronę. – Nic się nie stało.
Szybkim krokiem ruszył z Jasonem do klasy. Kolega podał mu chusteczkę. Brunet popatrzył na niego z wdzięcznością i zaczął przecierać bluzkę. Niewiele to jednak dało. Na białej koszulce i tak widoczna była wielka plama z kawy.
– Jeśli teraz tego nie zmoczysz zostanie plama – stwierdził Jason.
Nick wywrócił oczami.
– Pieprzyć plamę na bluzce. Jak się spóźnię to ze mnie zostanie mokra plama. 
Jason zaśmiał się nerwowo patrząc jak Nick zasuwa kurtkę, aby zamaskować plamę. Następnie obaj wpadli do klasy pani Mulligan – pełnej klasy.
Stanęli na środku i mierzyli wzorkiem starszą kobietę, która spoglądała na chłopców spod okularów.
– Pan Hale jak podejrzewam – zwróciła się do Jasona. – Pierwszy dzień i już spóźnienie – westchnęła i zanotowała coś na kartce. – Proszę siadać – wskazała na ławkę kiedyś należącą do Ricka. 
Znów to ukłucie w piersi i wrażenie, że zaraz się udusi. Nie mógł uwierzyć, że Ricka już nie będzie. Że nie będzie mu podpowiadał na sprawdzianach. Że nie będą się nabijać w myślach z Mulligan. Utracił wszystko. Połowę swojej duszy. Połowę tego kim kiedyś był...
Był świadom tego, że aktualnie spojrzenia wszystkich uczniów są skierowane wprost na niego, ale starał się nie okazywać po sobie jak bardzo było to dla niego niekomfortowe.
– Nick Johansson – spojrzała na niego wymownie. – Czy ty się nigdy nie zmienisz? 
Uśmiechnął się słabo.
– Wie pani jak to ze mną jest.
Mulligan pokręcił głową i wskazała ławkę.
– I żeby był to ostatni raz, Johansson. 
Gdy szedł do swojej ławki odwrócony tyłem do kobiety na jego twarzy zagościł uśmiech pobłażania. Chyba ona sama już w to nie wierzyła.






Witam wszystkich!

Trutututtuttu.... Wreszcie wyprodukowałam drugi rozdział!!! Brawa proszę, że w ogóle mi się to udało. Tydzień temu kopałam komputerem na wszystkie strony załamana tym, że to co piszę jest beznadziejne, ale przeszedł mi już depresyjny moment jak widać :> 
Na razie za wiele to się nie dzieje, ale chcę najpierw powoli wprowadzić w otoczenie Nicka i reszty x) W następnym rozdziale planuję trochę akcji, a potem znów nieco przystopuję i znów akcja ;p Mam nadzieję, że wytrwacie ze mną .
A z rzeczy pozarozdziałowych, ale nadal opowiadaniowych to pojawiła się zakładka z bohaterami. Zastawiałam się czy ją założyć czy nie. Jestem zwolennikiem wyobrażania sobie samej wyglądu postaci, ale oglądałam jakiś film i stwierdziłam, że aktor idealnie pasowałby na Nicka. Tak oto powstała zakładka "Dusze". Jest też druga o jakże chwytliwej nazwie "Chaos" w której możecie mnie informować o nowych rozdziałach u was czy pytać o jakiekolwiek inne pierdółki (innymi słowy jest to spam x). 
Na ten moment to tyle z rzeczy organizacyjnych. Mam nadzieję, że rozdział uszedł w tłoku. Czekam na opinie. Chętnie wysłucham jak wam się podobało ale też co mogę poprawić.

Pozdrawiam, 
Jessabelle ;*

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Primus. Ostatni dzień

Nick ciężko opadł na krzesło znudzonym wzrokiem patrząc na nauczycielkę, pannę Mulligan, wtaczającą się do klasy ze swoim ogromniastym, beczułkowatym neseserem, w którym zazwyczaj przetrzymywała nędzne sprawdziany wynędzniałych uczniów. 
Była to kobieta mocno po czterdziestce o ostrych rysach twarzy i zacietrzewionej minie. Nos zadzierała do góry, swymi piwnymi oczami patrzyła na ludzi z wyższością i pogardą, nosiła się niczym najprawdziwszy paw. Włosy zawsze musiała mieć zaciśnięta w idealny, gładki kok, z którego nie wypadał ani jeden kosmyk. Ubierała się zazwyczaj w starannie dopasowaną granatową  garsonkę, a na nogi wkładała średniej wysokości szpilki z jadeitowym kamykiem na przodzie. Udawała o wiele bogatszą i gustowniejszą niż była w rzeczywistości.
Kiedyś Nick wraz z bratem, Rickiem, postanowili śledzić pannę Mulligan, aby dowiedzieć się, gdzie mieszka i najlepiej na Halloween zrobić jej prezent w postaci domu całego w papierze toaletowym. Okazało się to jednak niewykonalne, gdyż nauczycielka mieszkała w starej rozpadającej się kamienicy o wyglądzie daleko odstającym od standardów jakich raczyła każdego poinformować. Z całą pewnością nie była to czteropiętrowa willa w neogotyckim stylu, w której ledwo dało się upchać wszystkie antyki, popiersia, gobeliny, wazy i jaja faberge. Jeśli można być szczerym to jej mieszkanie wypadało nawet gorzej niż dom, w którym samotna matka, Caitlin Johansson, wychowywała dwóch niesfornych synów – Nicka i Ricka.
– Witam, dzieci – panna Mulligan użyła oficjalnego tonu pełnego samouwielbienia i wyższości.
Przez klasę przetoczył się niski pomruk, który przy odrobinie wysiłku mógł zostać uznany za odpowiedź na powitanie.
Starsza kobieta postawiła swój neseser na biurku i uśmiechnęła się sztucznie przy okazji pobudzając do działania mięśnie twarzy, które zazwyczaj były nieużywane.
– Jakże miło mi was widzieć w ten ostatni dzień przed wakacjami. Toż to naprawdę cudowny moment – cóż, wszyscy pewnie by się właśnie ucieszyli, zaczęli puszczać do siebie zachwycone, pełne wyczekiwania uśmiechy i takie tam. Lecz nie klasa, która tego dnia miała zajęcia z panną Mulligan.
Dlaczego? Odpowiedź na pytanie była, aż nad to prosta. Nauczycielka lubowała się w tym, aby ostatniego dnia szkoły przepytać całą klasę lub zrobić niezapowiedziany test.
– Co takie miny? – spytała szyderczo wygrzebując ze swojego neseser plik skserowanych kartek spiętych dokładnie spinaczem. Następnie siląc się na największy sarkazm dodała:– Test sprawdzający na koniec klasy. Pomyślcie pozytywnie. Możecie poprawić sobie oceny.
Jej uśmiech zabiłby nawet Dracule. Nie dało się ukryć, że gdyby ktoś odważył się napisać książkę o pannie Mulligan pewnie okrzyknięto by ją najbardziej przerażającą książką świata, a potem zaczęto wprowadzą zakaz jej rozpowszechniania z powodu zbyt drastycznych treści.
Nauczycielka zaczęła chodzić po klasie i rozdawać kartki. Gdy dotarła do stolika Nicka położyła kartkę na stolę, ale nie zabrała ręki. Zmusiła chłopaka, aby spojrzał jej w oczy. Zmrużyła powieki i wysyczała:
– Nie wiem jak to robicie – wskazała na Ricka siedzącego po przeciwnej stronie klasy. – Ale się dowiem, cwaniaczku. Jeśli nie w tym roku to w następnym.
– Wie pani… telepatia bliźniąt.
Kilka osób musiało zdusić śmiech. 
Kobieta spiorunowała wzrokiem Nicka, po czym prostując się dumnie odeszła.
Chłopak skrył uśmiech wymieniając z bratem chytre spojrzenia.
Nick i Rick byli bliźniakami. Zawsze wszystko robili razem (oprócz chodzenia do toalety). Kiedyś Rick – ten mądrzejszy – dostał możliwość wyjazdu do prywatnej szkoły z internatem w Luizjanie. Odmówił. Nie miał zamiaru rozstawać się z bratem na tak długi czas. Byli podobni do siebie jak dwie krople wody dlatego często ich mylono albo inaczej – chcieli, aby ich mylono. Gdy było to na rękę zamieniali się miejscami, ale częściej robili to dla zabawy. Ich niezwykłe przywiązanie do siebie dla niektórych było dziwne nawet jak na bliźnięta, lecz oni nie znali pewnego skrzętnie skrywanego prze chłopców sekretu.
Mianowicie, potrafili oni czytać w swoich myślach, a czasem nawet w myślach innych ludzi. To drugie było jednak bardzo trudne i męczące więc dali sobie spokój. 
O to właśnie chodziło pannie Mulligan. O to, że na prawie każdym teście mieli zbliżone odpowiedzi. Choćby nie wiadomo jak kobieta kombinowała. Przesadzała ich, wysyłała jednego do innej sali, odbierała komórki i przyglądała się im przez cała lekcję. Zero, nic, nul. No, bo jaki normalny człowiek zauważy, że bliźniaki rozmawiają telepatycznie? Panna Mulligan, rozsądna i logiczna kobieta… Nawet przez myśl jej coś takiego nie przeszło.
 – Zaczynamy – powiedziała do uczniów, oni natychmiast przewrócili kartki i zaczęli zakreślać odpowiedzi ołówkiem wcześniej szybko przebiegając wzrokiem polecenie.
Jak już zostało wspomniane Rick był tym mądrym, a Nick przebiegłym. To właśnie on wpadł na pomysł ściągania w myślach na sprawdzianach.
Tym razem zastosowali się również do tej jakże ważnej zasady.
Rick wymieniał w myślach odpowiedzi, a Nick bezwiednie zapisywał. 
Panna Mulligan o chwilę spoglądała to na jednego to na drugiego. Nic nie wskazywało na to, że mają ściągi czy cokolwiek innego. Nie było w nich nic dziwnego oprócz jednego szczegółu… Poruszali ołówkami w zsynchronizowanych ruchach jak świetnie wyszkoleni tancerze.
Kobieta zgrzytnęła zębami. 
*
– To było wdechowe – zagaił Rick, gdy chłopcy już po sprawdzianie stali przy swoich szafkach. – Li wyglądała jakby chciała nas poćwiartować a potem zeżreć.
Nick skrzywił się.
To była jedna z cech jego brata. Miał kiepskie poczucie humoru, a jego żarty nie były zbyt zabawne. Starał się i próbował. Nawet kiedyś kupił sobie książkę „Tysiąc dowcipów na każdą okazję”. Była grubsza niż biblia, a nawet encyklopedia, ale zdeterminowany chłopak połknął ją w dwa tygodnie. Stan jego żartów odniósł minimalną poprawę, ale… już po miesiącu znów zaczął sypać kiepskimi kawałami.
– Rick, przestań gadać i zabierz rzeczy z szafki. W końcu jest koniec roku. Idziemy do domu, bierzemy deski i zjeżdżamy do Buenos.
Jego brat uśmiechnął się z pobłażaniem, ale skinął głową. I – co w ogóle nie powinno być zaskoczeniem – otworzył szafkę na lewo od Nicka.
Odwróć się, Louise Fairchild gapi się na siebie.
Usłyszał Nick myśl przekazaną mu przez Ricka. 
Obejrzał się i rzeczywiście. Dostrzegł ją. Obiekt swoich westchnień i najpiękniejszą dziewczynę w szkole. Zaskoczyło go, że patrzyła akurat na niego. Gdy skrzyżowały się ich spojrzenia Louise uśmiechnęła się po czym oddaliła w stronę swoich przyjaciółek.
To było dziwne – pomyślał.
Rick zdusił śmiech dorzucając do plecaka ostatnie przedmioty.
Nie to nie jest dziwne. To nienaturalne. Louise jest śliczna, miła i popularna. Ty jesteś… sobą.
Nick warknął rozdrażniony.
Te ich myślowe rozmowy wchodziły powoli w nawyk i czasami zapominali, że mają jeszcze języki.
– Dobra, koniec. Spadamy – stwierdził Nick.
Bliźniacy zgodnie skierowali się do wyjścia.
*
W domu czekała na nich nie lada niespodzianka. Mianowicie mama nie tylko piekła ich ulubione ciasto marchewkowe, ale piekła je razem z Carly Valiente. Była ona ich jedyną kuzynką, która prawie zawsze przyjeżdżała na wakacje do Johanssonów. Jednak nigdy nie było jej aż tak wcześnie. Mieszkała w Utah, a dom Nicka i Ricka mieścił się w północno-wschodniej części stanu Oregon. Żeby dojechać tu potrzebowała co najmniej kilku godzin, a to oznaczało, że musiała wyjechać już rano! Nie było jej w szkole.
Nick pomyślał, że to bardzo niesprawiedliwe. Oni musieli się użerać ze starą Mulligan, a dziewczyna miała wolny dzień.
Jednak nic nie powiedział głośno. Tylko Rick znał myśli swojego brata i było dla wszystkich lepiej, aby tak pozostało.
– Cześć, Car – Nick objął przyjacielsko kuzynkę, która chwilę później rzuciła się na jego brata. Chłopak pokręcił głową z pobłażaniem. Dobrze, że Carly była ich naprawdę daleką kuzynką, bo na oko dało się zauważyć, że ona i Rick żywią do siebie pewnego rodzaju silne uczucia.
Rumienisz się – zachichotał Nick w myślach.
Zamknij pysk – brat spojrzał na niego urażony.
Przecież nic nie mówię.
Rick wywrócił oczami.
– Chłopcy, może zabierzecie Carly do Buenos? – zaproponowała mama mieszkając ciasto dużą łyżką. Była w tej dziedzinie dość staroświecka. Lubiła trzymać się tradycyjnego robienia ciast. Być może kupienie miksera było prostsze, ale Caitlin Johansson nigdy nie szła po linii najmniejszego oporu. Stawiała sobie wysoko poprzeczkę i zazwyczaj – wkładając w to odrobinę wysiłku – przeskakiwała ją.
Nick wzruszył ramionami.
– Skoro już jest to jasne, że może iść. Ale dlaczego w tym roku tak wcześnie?
Mama i Carly wymieniły tajemnicze spojrzenia. Po chwili dziewczyna poinformowała:
– Tata wyjeżdża na cały rok do Atlanty prowadzić interesy, a ponieważ nie ma mnie z kim zostawić zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie jak przeprowadzę się do was i od początku roku zacznę naukę w Hex Hill High.
Bracia wymienili zaskoczone i jednocześnie zadowolone spojrzenia. Carly była jedną z najmilszych i najcieplejszych osób jakie znali. A bliźniacy mieli to do siebie, że kolegowali się prawie z całą szkołą. 
– Ekstra – przyznał Nick wiedząc, że Rick nigdy się na to nie zdobędzie. – Jeśli dodatkowo zaprzyjaźnisz się z Louise Fairchild i mnie z nią umówisz postawię ci podwójną porcję lodów karmelowych z bitą śmietaną.
Carly rozśmiała się.
– Jasne. Dorzuć wisienkę na wierzch i odegram wam nawet marsz weselny.
Caitlin pokręciła głową słysząc przekomarzania dzieci i rzuciła:
– Biegnijcie już, bo zamkną wam kawiarnię.
Rick spojrzał na nią marszcząc brwi.
– Ale jest dopiero szesnasta. Zamykają o północy…
Nick przewrócił oczami ciągnąc bliźniaka za rękaw koszuli.
– Idioto, to była łagodna sugestia, że mamy stąd spadać.
Rick posłał mu urażone spojrzenie, ale po chwili się rozpogodził. Oni nigdy się nie kłócili. Byli jednym z tych wyjątków, które nie potrafiło stwarzać problemów z niczego. Może głównym tego powodem była łącząca ich więź telepatyczna. Ponieważ znali swoje myśli nie mogli znaleźć powodów do kłótni. 
*
Dwadzieścia minut później chłopcy wraz z Carly weszli do kawiarni Buenos prowadzonej przez pewnego ekscentrycznego hiszpano-włocha z wąsikiem ala Charlie Chaplin i akcentem nieco skandynawskim, nieco australijskim. Był człowiekiem, którego nikt nie mógł rozszyfrować. Przezywali go Obieżyświat, bo przedstawiał sobą tyle narodowości ile chyba żaden człowiek na świecie. 
Cała trójka weszła do kawiarni witając się ciepło z właścicielem – Danny’em Rhysée. Następnie zajęli jedyny wolny stolik. 
Carly rozejrzała się ciekawie po wnętrzu. Zmieniło się tu trochę od ostatniego razu. Ściany przemalowano na błękitny kolor, twarde, drewniane krzesła zmieniły się w miękkie kanapy obite kremową skórą, a surowe, metalowe stoliki zmieniono na przytulne – mahoniowe. Na lewo od wejścia ustawiono rząd komputerów, gdyż Buenos było także kafejką internetową.
– Czego sobie życzycie? – przy stoliku pojawiła się dziewczyna niewiele starsza od nich. Nick chyba nawet kojarzył ją ze szkoły, ale nie potrafił przypomnieć sobie imienia.
Założyli zamówienie prędko, gdyż doskonale wiedzieli czego sobie życzyć. W końcu przychodzili tu co tydzień (przynajmniej Nick i Rick), ale z Carly nie było problemu. Przecież sam Nick jej stawiał lody karmelowe z bitą śmietaną i wisienką.
Rozmawiali jeszcze długo po skończeniu deseru. Carly opowiadała przyjaciołom co działo się przez poprzedni rok. Włącznie ze śmiercią Volta – jej ukochanego doga. Carly nie miała matki tak jak Nick i Rick nie mieli ojca co wydawało się zbliżać ich do siebie. A zwłaszcza Ricka i Carly.
Niemniej jednak nigdy nie będą w równym stopniu tak bardzo przyjaźnić się z nią jak ze sobą. To było coś więcej niż rodzinne więzy, coś więcej niż przyjaźń. Nie mogli jednak określić dokładnie co to takiego. Znali siebie nawzajem jak własne kieszenie, gdy jeden miał kłopoty drugi przychodził z pomocą. Gdyby do Ricka celowali z broni Nick rzuciłby się, aby go obronić i na odwrót. To czyniło z bliźniaków wyjątkowych, niepowtarzalnych.
Masz całe wakacje – zagadną Nick. – Możesz wreszcie postarać się o serce Car.
Rick spuścił głowę oblewając się rumieńcem. Na szczęście Carly była zbyt zajęta snuciem historii, aby zauważyć tą dziwną reakcję u jednego z chłopców.
Daj spokój, Carly mnie nie lubi w taki sposób. Traktuje mnie jak starszego brata.
Nick prychnął, ale tym razem nie w myślach co przerwało potok słów przyjaciółki. Chłopcy już myśleli, że Carly zacznie się dziwować, ale ona uśmiechnęła się łagodnie i pokiwała głową.
– Też uważam, że takie zachowanie jest głupie.
Rick i Nick zgodnie uśmiechnęli się szeroko. Nie ma co – Nick miał świetne wyczucie czasu.
*
Gdy zebrali się wreszcie w drogę powrotną słońce już dawno pożegnało nieboskłon. Na horyzoncie błyszczała srebrna tarcza księżyca, a ulicę oświetlał słaby blask lamp. 
Nick jechał na swojej deskorolce, Rick na rolkach, a Carly tradycyjnie na rowerze. Śmiali się do siebie sypiąc kiepskimi kawałami. W którymś momencie pozostawili Rickowi wolne pole do popisu. I śmiali się. Naprawdę się śmiali z tego jak koszmarnie mu szło.
– Pokazać wam coś ekstra? – zagadnął Rick, gdy znajdowali się już prawie na rogu Ridmana Street i Fire Avenue.
 Pozostała dwójka szybko przystała na propozycję czekając co też znów wymyśli Rick. 
– Ćwiczyłem to chyba przez miesiąc, ale wreszcie się udało. Zatrzymajcie się na chwilę.
Carly i Nick posłusznie stanęli. Rick jechał dalej. Nick zmarszczył brwi. Miał jakieś takie złe przeczucie. Serce zabiło mu mocniej. Przestał się śmiać i patrzył na brata.
Rick nagle jadąc na rolkach wyskoczył w powietrze i zrobił salto. Nick miał wrażenie, że się dusi. Chciał krzyczeć, ale z jego gardła nie mógł wydostać się żaden dźwięk.
Rickkkkk! – wrzasnął w myślach, ale jego brat pozostał bierny, jakby go nie słyszał.
Krew zaszumiała mu w uszach. Ale nic się nie stało. Salto wyszło wyśmienicie. Wylądował gładko odwrócony tyłem do kierunku jazdy, a przodem do przyjaciół.
– I co?
Carly zaczęła bić brawo, ale Nick nie dał rady. Nadal serce waliło mu jak młotem. Jednak uczucie duszenia minęło. Odetchnął głęboko patrząc na brata.
Co jest? – usłyszał w myślach. – Wyglądasz blado. Czego...?
Nigdy nie dowiedział się co Rick miał mu wtedy powiedzieć. Nagle zza zakrętu wypadł czarny lincoln pędzący z prędkością stu na godzinę. Wykonał szybki zawrót w lewo – w stronę trójki nastolatków. Gdy kierowca zobaczył Ricka zaczął hamować ile sił. 
Pisk opon. 
Głowę Nicka rozsadzało. Nie mógł oddychać. Świat mu się zamazywał.
Nieeee! – wrzeszczał. Nie wiedział czy na głos czy w myślach. To nie miało znaczenia.
Czuł jakby ktoś wydzierał mu serce z klatki piersiowej.
Uderzenie blachy o ciało.
Powietrze nie dochodziło do jego płuc.
Krzyk, który umilkł niespodziewanie.
Jego własny krzyk, nieartykułowany wydobywający się z jego głębi. Pierwotny skowyt zranionego stworzenia.
Nie wiedział jakim sposobem znalazł się przy bracie. Nie pamiętał. Ale nagle zobaczył jego twarz i oczy szeroko otwarte w wyrazie przerażenia.
Pustka. Pustka. Pustka.
Nick szukał czegoś w głębi siebie. Szukał czegoś czego tam już nie było. Umarło. Zginęło bezpowrotnie.
I ciemność. Tylko ciemność.




Bry wieczór x)

Po uno dziękuję za tyle cudnych komentarzy pod prologiem. Moje serce nadal się raduje!
Wiem, że strasznie późno dodaję ten rozdział, ale nie chciałam dodawać czegoś czego nie jestem pewna. W końcu po cytrylionie poprawek wstawiam. Jestem przekonana, że już nie mogłabym nic poprawić. Chyba tylko coś spieprzyć, więc... Ehkem, aghm...
Co sądzicie, drodzy moi? Podoba wam się taki wątek? To chyba duży przeskok od prologu, ale ma on naprawdę duży związek z dalszą historią, więc bez obaw.
Od dnia dzisiejszego wliczając będę strać się dodawać rozdziały co 2-3 tygodnie. Ale nie chcę dodawać czegoś krótkiego lub niedopracowanego, więc mogę mieć potknięcia z czasem ;p
Czy ogólnie taka długość rozdziałów wam odpowiada?

Pozdrawiam,
Jessabelle :*