niedziela, 25 stycznia 2015

Secundus. W samotności płaczę

Dla Nicka czas zwolnił… a może przyspieszył. Sam nie był pewny. Jedno natomiast wiedział na pewno. Jego brat umarł. Umarł pozostawiając go samego z niedefiniowalną pustką w środku. Nick Johansson po śmierci brata bliźniaka nie był już tym samym człowiekiem. Przestał się uśmiechać, przestał rozmawiać. Jedyne co robił całymi dniami to wsłuchiwanie się w hardrockową muzykę płynącą ze swoich słuchawek. Kiedyś nawet nie lubił takiej muzyki. Drażniła go. 
Ale po… wypadku stała się dla niego wybawieniem od ludzi. Zwłaszcza od mamy i Carly, które przeżywały śmierć ukochanej osoby, ale… nie tak jak on. One nie rozumiały i nigdy nie zrozumieją co on czuł. Nigdy nie miały Ricka w swoim umyśle i nigdy ta cząstka nie została z nich wyrwana.
Bo tak właśnie czuł się Nick. Jakby wyrwano mu połowę jego. Był w połowie martwy. W połowie nie istniał. Jego połowę zabrał Rick idąc do krainy śmierci. I nigdy miał już jej nie zwrócić.

Po miesiącu stan Nicka się nie poprawił. Był to już środek wakacji, a on wciąż trwał pogrążony w żałobie i smutku. Mama z Carly jakoś się trzymały, ale on nie potrafił. 
Za każdym razem, gdy chwytał jakąś myśl chciał się podzielić z nią Rickiem, ale napotykał ścianę – opór we własnym umyśle.
Powinnam go wysłać do psychologa…
Nie, nie chodziło o to, że utracił moc. Sprawdzał to wiele razy. Nadal przy odrobinie wysiłku potrafił usłyszeć myśli innych. Ale już nie mógł rozmawiać telepatycznie z nikim. 
Z bratem. 
Westchnął wkładając słuchawki do uszu i rzucił się na łóżko nawet nie zdejmując butów.
Zamknął oczy i skupił się na myślach matki, która razem z Carly sprzątała dom.
Powinnam coś dla niego zrobić. Chyba jestem mu to winna… Albo nie. Nie to nie tak. On nie jest… Ale może potrzebuje pomocy. A może ja jej potrzebuję…
Takie myśli pojawiały się u niej od miesiąca, ale ani razu nie zrealizowała tego pomysłu. Nie wysłała go do psychologa. Wiedziała, w głębi duszy, że on nie pomoże synowi.
Nick odepchnął myśli matki i starał się skupić na słowach piosenki, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu tym razem nie szło mu to najlepiej. Warknął wściekle i rzucił komórką ze słuchawkami na ziemię. 
Następnie stał w łóżka i podszedł do okna. Podtrzymując ręką firanę wyjrzał na zewnątrz. Po drugiej stronie ulicy stał wóz przeprowadzkowy. Przypomniał sobie jak przez mgłę, że matka mówiła mu coś o nowych sąsiadach z naprzeciwka. 
Collinsowie czy coś w ten deseń. Małżeństwo z córką i psem. Nick w momencie, gdy o tym pomyślał wyłowił wzrokiem dziewczynę w białej koszulce i połatanych dżinsach, która niosła pudło roześmiana zaczepiając swojego pupila i trącając go palcem po nosie.
Nick westchnął i zasłonił okno. Ledwo mógł sobie przypomnieć kiedy ostatni raz był taki roześmiany, beztroski. Tak, to było tego dnia. Śmiał się z Rickiem. A potem Rick mu się wymknął. Wymknął dosłownie jak ziarnka piasku spomiędzy palców.
Nick zacisnął zęby i uderzył w worek bokserski, który stał w rogu pokoju.
Od czasu śmierci Ricka wszystko w domu uległo zmianie. A głównie pokój chłopaka. Wcześniej przypominał raczej skejtera i dobrego ducha. Teraz mógł się pochwalić czarną odzieżą, skórzaną kurtką i niebezpiecznym spojrzeniem, które wrzeszczało „Jeśli mi się nie spodobasz to bez przeszkód oderwę ci głowę”. Stał się także bardziej umięśniony, bo aby odreagowywać zaczął często uderzać w worek, biegać i robić mniej lub bardziej pożyteczne siłowe rzeczy. Czasami bezwiednie jego myśli kierowały się w stronę bliźniaka. Zastanawiał się co by powiedział Rick, gdyby go takiego zobaczył. W ogóle nie przypominał siebie.
Nick westchnął odpychając od siebie wszystkie natrętne myśli. Uderzył w worek jeszcze ostatni raz po czym skierował się do salonu.
*
Te wakacje były najgorsze w życiu całej rodziny Johanssonów. Powrót do szkoły i szarej codzienności niewiele lepszy. Całe Hex Hill wiedziało o śmierci jednego z bliźniaków, dlatego Nick nie zamierzał wystawiać się od razu na te spojrzenia, które choć współczujące, niewiele rozumiały.
Dlatego pierwszy raz od dwóch miesięcy wyciągnął deskorolkę i pojechał. Po prostu. Sądził, że pozbył się tej umiejętności, ale okazało się, że idzie mu prawie tak dobrze jak kiedyś. Westchnął i przyspieszył nieco. Jechał chodnikiem przez co raz po raz podskakiwał na nierównościach, ale to nadawało tylko rytm, którego potrzebował. Po dłużej chwili, gdy był w połowie drogi, wsadził do uszu słuchawki i puścił losową piosenkę.
Mężczyzna z głośniczków rozdarł się na całe gardło w czymś co nawet przy dużym wysiłku nie mogłoby się nazwać „śpiewem”, a Nick przyspieszył jeszcze bardziej. 
Droga ze szkoły do domu trwała niespełna dwadzieścia minut i gdy już widział na horyzoncie szkołę dostrzegł także autobus, którym tego dnia jechała Carly. Samej dziewczyny nie dało się zobaczyć, bo był za daleko. Nagle coś przyciągnęło uwagę Nicka. Spojrzał na parking i zmarszczył zdziwiony brwi…. Czy to było możliwe? Nie, nie mogło być. Ale jednak. Widział go. Widział samochód, który zabił jego brata, a potem uciekł. Widział te srebrne, błyszczące czystością felgi w których odbijało się światło i czarny nieskazitelny lakier. 
Nick zapatrzył się w auto i w ogóle nie zważał gdzie i w co jedzie… Dopóki z całej siły nie uderzył w coś. Z krzykiem deskorolka wyjechała mu z pod nóg i pojechała dalej, a Nick tyłkiem przywitał chodnik. Syknął z bólu patrząc na chłopaka, który nie wyglądał wiele lepiej od niego przy czym tamten miał jeszcze gorzej, bo gdy Nick w niego wjechał stał odwrócony tyłem i teraz starał się pozbierać ocierając bolące żebra.
Nickowi udało się szybko podnieść i pomógł chłopakowi, który uśmiechnął się słabo.
– Wybacz, nie patrzyłem jak jadę – przyznał Nick ze skruchą.
Jego rozmówca zaśmiał się i machnął ręką.
– Wiesz, że właśnie w tym momencie bardzo pragnąłem na kogoś wpaść – zamyślił się przykładając palec wskazujący do brody. – Może nie dosłownie, ale co tam. Jestem nowy i aktualnie jedynym moim zajęciem było stanie jak kołek i zastanawianie się czy wbić się w tłum czy poczekać aż wleje się do środka.
Nick pokiwał niepewnie głową i poszedł po deskorolkę. Chłopak podążył za nim.
– Jeśli mam coś poradzić to lepszą opcją jest chwile poczekać – odezwał się ponownie biorąc deskę pod pachę. – Jeśli zdecydujesz się wpychać w tą masę to powodzenia… Możesz już żegnać się z życiem – Nick zaśmiał się niewesoło. – Tak poza tym… Nick – wyciągnął rękę do nowo poznanego.
– Jason – przedstawił się chłopak podając rękę Nickowi.
Jason miał dziwaczne, prawie białe włosy i błękitne jak niebo w słoneczny dzień oczy oraz pełne, czerwone usta i delikatne rysy twarzy. Nie był za bardzo umięśnionym. Można nawet powiedzieć, że miał kościste ciało. Według Nicka przypominał raczej niesfornego dzieciaka niż siedemnastolatka. Miał w sobie coś takiego przez co chłopak aż miał ochotę się uśmiechnąć co bardzo go zdziwiło, bo prawie przez całe wakacje chodził ponury ze spuszczoną głową i burczał na wszystkich. Miła odmiana. 
Może jego zachowanie było nieco uwarunkowane tym, że wolny czas spędzał w towarzystwie mamy lub Carly, które wiedziały o Ricku, o tym co mu się stało i same przez to przechodziły, a Jason był nieświadomy i radosny. Nick nawet cieszył się, że na niego wpadł. Przynajmniej jedna osoba od razu nie zacznie mówić formułki „Nick, jak mi przykro z powodu twojego brata”.
– Więc czekamy – stwierdził Jason patrząc na niezmniejszającą się falę pędzącą do szkoły.
Nick pokiwał sztywno głową i zaczął wypatrywać Carly, ale nie udało mu się jej dostrzec. Dziwne, pomyślał marszcząc brwi. Jason coś paplał stojąc obok niego, ale on go nie słuchał. Skupił się mocno na swojej kuzynce i starał się wedrzeć do jej umysłu. Wyczuł ją, była już w szkole, ale – co go zaskoczyło – nie potrafił do niej się dostać. Zazwyczaj nie miał większych trudności w przebrnięciu zapory w mózgu człowieka. Tylko przyprawiało go to o lekką migrenę. Teraz omal nie zemdlał. W oczach mu pociemniało i gdyby nie Jason byłby się przewrócił.
– Stary, wszystko gra? – chciał się upewnić.
Nick pokiwał niepewnie głową. Teraz już tak. Teraz, gdy nie starał się wedrzeć do głowy kuzynki. Co to było? Co się mogło tak nagle stać? Było to bardzo podejrzane. Nigdy nie miał takich problemów. 
Westchnął. Pomyśli nad tym później. Teraz musiał się skupić na przebrnięciu jakoś przez ten cholerny pierwszy dzień. Potem już pójdzie z górki. Zacisnął zęby. 
Tłum powoli się zmniejszał, więc w towarzystwie Jasona ruszył prosto w stronę bramy do piekła. Jason trajkotał jak nakręcony o swojej poprzedniej szkole, o swojej rodzinie, przeprowadzce, wakacje… Ale Nick słuchał go jednym uchem rozglądając się w poszukiwaniu Carly. Nie znała tu nikogo, to był jej pierwszy rok. Może popełnił błąd. Powinien być przy niej, a nie jechać do szkoły sam olewając wszystko. 
Na szczęście zaraz z ulgą dostrzegł Carly, która rozmawiała z …. Louise Fairchild. Nick zamarł widząc swą ex platoniczną miłość na horyzoncie. Serce zabiło mu mocniej – raz. Tylko raz, a potem się uspokoiło. Już nie był w niej szaleńczo zakochany. To była miłość dzieciaka, który jest beztroski i nie musi się martwić jak przeżyje następny dzień. Nick już taki nie był. Wszystko się zmieniło.
Pokręcił głową, aby odgonić natrętne myśli i zaczął się przedzierać w stronę swojej kuzynki z Jasonem na ogonie.
– Car! – zawołał będąc już niedaleko. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i posłała zdawkowy uśmiech. – Wszystko, okej? – chciał się upewnić.
Carly pokiwała głową.
– Jakoś dotarłam. Powinnam czynić ci wyrzuty, że mnie zostawiłeś samą, ale chyba to zrozumiałe, że chciałeś pobyć trochę sam. Nieważne – machnęła ręką. – Jakoś dotarłam jak zauważyłeś. No i ktoś zaoferował mi pomoc i oprowadzenie po szkole – tu wskazała na Louise.
Nick zlustrował ją szybko. 
Jak zwykle wyglądała olśniewająco. Dżinsowe rurki, błękitna bluzka na którą narzuciła turkusowy sweterek w serek oraz idealnie spięte w kucyk blond włosy. Do tego przeszywające spojrzenie zielonych oczu pod którym to prawie wszystkich chłopakom w szkole miękły kolana. Ci, który na jej widok nie dostawali palpitacji serca albo musieli być zainteresowani osobami tej samej płci albo mieć tak ciężkie przejścia jak Nick, że ból przyćmiewał wszystko.
– Nick – powiedziała miękko patrząc na niego ze współczuciem. A on wiedział co zaraz się wydarzy. – Tak strasznie mi przykro z powodu twojego brata. 
Młody Johansson zagryzł wargę i podziękował z udawanym spokojem po czym odwrócił się na chwilę do Carly.
– Skoro już nie jestem ci potrzebny to skoczę do sekretariatu – kiedy dziewczyna pokiwała głową Nick zwrócił się jeszcze do Louise. – Pilnuj mojej kuzynki, bo jak nie to będzie z tobą źle – uśmiechnął się do niej słabo po czym pocałował Carly w czoło i pożegnał.
Pociągnął za sobą Jasona i ruszyli do sekretariatu.

Po opuszczeniu sekretariatu chłopcy porównali swoje plany lekcji i stwierdzili, że mają pierwszą lekcję taką samą – angielski. Angielski z panią Mulligan. 
Nick nie wiedział dlaczego, ale na wspominanie nauczycielki zakuło go w piersi. Chyba było to spowodowane nieco tym, że w zeszłym roku razem z Rickiem odkryli, że kobieta wcale nie mieszka w willi ze służbą (jak wszystkim opowiadała) tylko w zwykłej rozpadającej się kamienicy na obrzeżach Hex Hill.
– Zdaje mi się, że nie cieszysz się, że mamy razem lekcje – mruknął Jason niby to obrażony.
Nick zaśmiał się kręcąc głową.
– Nie o to chodzi. Nie cieszę się, że naszą pierwszą lekcją jest angielski, bo za nauczycielkę mamy największą sukę jaka znalazła się na tym świecie, a poprzedniego roku naprawdę nieźle jej podpadłem – wyjaśnił chłopak zmierzając w stronę swojej szafki.
Jason skinął głową ze zrozumieniem.
– Czuję ulgę – zaśmiał się.
Nick stanął przed swoją szafką i wpisał szyfr. Zesztywniał widząc jak Jason robi to samo w szafce obok. Szafka Ricka… była teraz szafą Jasona. Nie, jęknął w duchu przymykając oczy. Cudem udało mu się powstrzymać łzy złości cisnące się do oczu. Musiał to przeboleć. Wszyscy mu to mówili. Czas przeboleć tą kurewską stratę i zacząć żyć własnym życiem. Zacząć znów być człowiekiem.
– Nicky – ktoś trzepnął go w ramię. Obrócił się i ujrzał kapitana szkolnej drużyny koszykarskiej. – Strasznie mi przykro, stary – powiedział z prawdziwym współczuciem.
Chłopak westchnął. Z Joshem – kapitanem – był zawsze w dobrych stosunkach (tak samo jak w większością szkoły), ale naprawdę, a to naprawdę miał dość tych spojrzeń i ciągłego „przykro mi”. 
Zanim dotarł do sekretariatu zdążyło go zaczepić już chyba z trzydzieści osób. Był bardzo wdzięczny Jasonowi, że nie pytał co się stało ani nie komentował. Pewnie tamten i tak się już domyślał i właśnie z tego powodu Nick zaczął do tego chłopaka odczuwać prawdziwą sympatię. Być może nie będzie z nim tak źle. Może nawet się zaprzyjaźnią.
Kiedy Josh i jego koledzy oddalili się Johansson trzasnął szafką i kopnął w nią z całą siłą tak, że blacha trochę się wygięła. Jason spojrzał na kolegę nieco zaskoczony, ale niczego nie skomentował.
– No to chyba musimy lecieć – stwierdził zamiast tego patrząc na wyświetlacz komórki. – Za chwilę mamy dzwonek. Skoro mówisz, że ta babka jest takim potworem to lepiej lećmy.
Nick przytaknął. Wyjął książkę z szafki, wsunął do torby i podążył za kolegą. Już prawie byli przy klasie, gdy nagle przed Nickiem otworzyły się drzwi i z damskiej toalety wysunęła się dziewczyna z kubkiem kawy w rękach. Nick nie zdążył zareagować i wpadł na kogoś po raz drugi tego dnia. Tym jednak razem nie przewrócił, ani siebie ani dziewczyny. Zamiast tego cała jej kawa wylądowała na jego białej bluzce.
– O kurcze – szepnęła speszona dziewczyna patrząc w lodowato błękitne oczy Nicka. – Tak strasznie cię przepraszam. Nie zauważyłam cię. 
Rozległ się dzwonek, a Nickowi opadły ramiona.
– Nieważne – powiedział do dziewczyny i już zaczął iść w swoją stronę. – Nic się nie stało.
Szybkim krokiem ruszył z Jasonem do klasy. Kolega podał mu chusteczkę. Brunet popatrzył na niego z wdzięcznością i zaczął przecierać bluzkę. Niewiele to jednak dało. Na białej koszulce i tak widoczna była wielka plama z kawy.
– Jeśli teraz tego nie zmoczysz zostanie plama – stwierdził Jason.
Nick wywrócił oczami.
– Pieprzyć plamę na bluzce. Jak się spóźnię to ze mnie zostanie mokra plama. 
Jason zaśmiał się nerwowo patrząc jak Nick zasuwa kurtkę, aby zamaskować plamę. Następnie obaj wpadli do klasy pani Mulligan – pełnej klasy.
Stanęli na środku i mierzyli wzorkiem starszą kobietę, która spoglądała na chłopców spod okularów.
– Pan Hale jak podejrzewam – zwróciła się do Jasona. – Pierwszy dzień i już spóźnienie – westchnęła i zanotowała coś na kartce. – Proszę siadać – wskazała na ławkę kiedyś należącą do Ricka. 
Znów to ukłucie w piersi i wrażenie, że zaraz się udusi. Nie mógł uwierzyć, że Ricka już nie będzie. Że nie będzie mu podpowiadał na sprawdzianach. Że nie będą się nabijać w myślach z Mulligan. Utracił wszystko. Połowę swojej duszy. Połowę tego kim kiedyś był...
Był świadom tego, że aktualnie spojrzenia wszystkich uczniów są skierowane wprost na niego, ale starał się nie okazywać po sobie jak bardzo było to dla niego niekomfortowe.
– Nick Johansson – spojrzała na niego wymownie. – Czy ty się nigdy nie zmienisz? 
Uśmiechnął się słabo.
– Wie pani jak to ze mną jest.
Mulligan pokręcił głową i wskazała ławkę.
– I żeby był to ostatni raz, Johansson. 
Gdy szedł do swojej ławki odwrócony tyłem do kobiety na jego twarzy zagościł uśmiech pobłażania. Chyba ona sama już w to nie wierzyła.






Witam wszystkich!

Trutututtuttu.... Wreszcie wyprodukowałam drugi rozdział!!! Brawa proszę, że w ogóle mi się to udało. Tydzień temu kopałam komputerem na wszystkie strony załamana tym, że to co piszę jest beznadziejne, ale przeszedł mi już depresyjny moment jak widać :> 
Na razie za wiele to się nie dzieje, ale chcę najpierw powoli wprowadzić w otoczenie Nicka i reszty x) W następnym rozdziale planuję trochę akcji, a potem znów nieco przystopuję i znów akcja ;p Mam nadzieję, że wytrwacie ze mną .
A z rzeczy pozarozdziałowych, ale nadal opowiadaniowych to pojawiła się zakładka z bohaterami. Zastawiałam się czy ją założyć czy nie. Jestem zwolennikiem wyobrażania sobie samej wyglądu postaci, ale oglądałam jakiś film i stwierdziłam, że aktor idealnie pasowałby na Nicka. Tak oto powstała zakładka "Dusze". Jest też druga o jakże chwytliwej nazwie "Chaos" w której możecie mnie informować o nowych rozdziałach u was czy pytać o jakiekolwiek inne pierdółki (innymi słowy jest to spam x). 
Na ten moment to tyle z rzeczy organizacyjnych. Mam nadzieję, że rozdział uszedł w tłoku. Czekam na opinie. Chętnie wysłucham jak wam się podobało ale też co mogę poprawić.

Pozdrawiam, 
Jessabelle ;*

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Primus. Ostatni dzień

Nick ciężko opadł na krzesło znudzonym wzrokiem patrząc na nauczycielkę, pannę Mulligan, wtaczającą się do klasy ze swoim ogromniastym, beczułkowatym neseserem, w którym zazwyczaj przetrzymywała nędzne sprawdziany wynędzniałych uczniów. 
Była to kobieta mocno po czterdziestce o ostrych rysach twarzy i zacietrzewionej minie. Nos zadzierała do góry, swymi piwnymi oczami patrzyła na ludzi z wyższością i pogardą, nosiła się niczym najprawdziwszy paw. Włosy zawsze musiała mieć zaciśnięta w idealny, gładki kok, z którego nie wypadał ani jeden kosmyk. Ubierała się zazwyczaj w starannie dopasowaną granatową  garsonkę, a na nogi wkładała średniej wysokości szpilki z jadeitowym kamykiem na przodzie. Udawała o wiele bogatszą i gustowniejszą niż była w rzeczywistości.
Kiedyś Nick wraz z bratem, Rickiem, postanowili śledzić pannę Mulligan, aby dowiedzieć się, gdzie mieszka i najlepiej na Halloween zrobić jej prezent w postaci domu całego w papierze toaletowym. Okazało się to jednak niewykonalne, gdyż nauczycielka mieszkała w starej rozpadającej się kamienicy o wyglądzie daleko odstającym od standardów jakich raczyła każdego poinformować. Z całą pewnością nie była to czteropiętrowa willa w neogotyckim stylu, w której ledwo dało się upchać wszystkie antyki, popiersia, gobeliny, wazy i jaja faberge. Jeśli można być szczerym to jej mieszkanie wypadało nawet gorzej niż dom, w którym samotna matka, Caitlin Johansson, wychowywała dwóch niesfornych synów – Nicka i Ricka.
– Witam, dzieci – panna Mulligan użyła oficjalnego tonu pełnego samouwielbienia i wyższości.
Przez klasę przetoczył się niski pomruk, który przy odrobinie wysiłku mógł zostać uznany za odpowiedź na powitanie.
Starsza kobieta postawiła swój neseser na biurku i uśmiechnęła się sztucznie przy okazji pobudzając do działania mięśnie twarzy, które zazwyczaj były nieużywane.
– Jakże miło mi was widzieć w ten ostatni dzień przed wakacjami. Toż to naprawdę cudowny moment – cóż, wszyscy pewnie by się właśnie ucieszyli, zaczęli puszczać do siebie zachwycone, pełne wyczekiwania uśmiechy i takie tam. Lecz nie klasa, która tego dnia miała zajęcia z panną Mulligan.
Dlaczego? Odpowiedź na pytanie była, aż nad to prosta. Nauczycielka lubowała się w tym, aby ostatniego dnia szkoły przepytać całą klasę lub zrobić niezapowiedziany test.
– Co takie miny? – spytała szyderczo wygrzebując ze swojego neseser plik skserowanych kartek spiętych dokładnie spinaczem. Następnie siląc się na największy sarkazm dodała:– Test sprawdzający na koniec klasy. Pomyślcie pozytywnie. Możecie poprawić sobie oceny.
Jej uśmiech zabiłby nawet Dracule. Nie dało się ukryć, że gdyby ktoś odważył się napisać książkę o pannie Mulligan pewnie okrzyknięto by ją najbardziej przerażającą książką świata, a potem zaczęto wprowadzą zakaz jej rozpowszechniania z powodu zbyt drastycznych treści.
Nauczycielka zaczęła chodzić po klasie i rozdawać kartki. Gdy dotarła do stolika Nicka położyła kartkę na stolę, ale nie zabrała ręki. Zmusiła chłopaka, aby spojrzał jej w oczy. Zmrużyła powieki i wysyczała:
– Nie wiem jak to robicie – wskazała na Ricka siedzącego po przeciwnej stronie klasy. – Ale się dowiem, cwaniaczku. Jeśli nie w tym roku to w następnym.
– Wie pani… telepatia bliźniąt.
Kilka osób musiało zdusić śmiech. 
Kobieta spiorunowała wzrokiem Nicka, po czym prostując się dumnie odeszła.
Chłopak skrył uśmiech wymieniając z bratem chytre spojrzenia.
Nick i Rick byli bliźniakami. Zawsze wszystko robili razem (oprócz chodzenia do toalety). Kiedyś Rick – ten mądrzejszy – dostał możliwość wyjazdu do prywatnej szkoły z internatem w Luizjanie. Odmówił. Nie miał zamiaru rozstawać się z bratem na tak długi czas. Byli podobni do siebie jak dwie krople wody dlatego często ich mylono albo inaczej – chcieli, aby ich mylono. Gdy było to na rękę zamieniali się miejscami, ale częściej robili to dla zabawy. Ich niezwykłe przywiązanie do siebie dla niektórych było dziwne nawet jak na bliźnięta, lecz oni nie znali pewnego skrzętnie skrywanego prze chłopców sekretu.
Mianowicie, potrafili oni czytać w swoich myślach, a czasem nawet w myślach innych ludzi. To drugie było jednak bardzo trudne i męczące więc dali sobie spokój. 
O to właśnie chodziło pannie Mulligan. O to, że na prawie każdym teście mieli zbliżone odpowiedzi. Choćby nie wiadomo jak kobieta kombinowała. Przesadzała ich, wysyłała jednego do innej sali, odbierała komórki i przyglądała się im przez cała lekcję. Zero, nic, nul. No, bo jaki normalny człowiek zauważy, że bliźniaki rozmawiają telepatycznie? Panna Mulligan, rozsądna i logiczna kobieta… Nawet przez myśl jej coś takiego nie przeszło.
 – Zaczynamy – powiedziała do uczniów, oni natychmiast przewrócili kartki i zaczęli zakreślać odpowiedzi ołówkiem wcześniej szybko przebiegając wzrokiem polecenie.
Jak już zostało wspomniane Rick był tym mądrym, a Nick przebiegłym. To właśnie on wpadł na pomysł ściągania w myślach na sprawdzianach.
Tym razem zastosowali się również do tej jakże ważnej zasady.
Rick wymieniał w myślach odpowiedzi, a Nick bezwiednie zapisywał. 
Panna Mulligan o chwilę spoglądała to na jednego to na drugiego. Nic nie wskazywało na to, że mają ściągi czy cokolwiek innego. Nie było w nich nic dziwnego oprócz jednego szczegółu… Poruszali ołówkami w zsynchronizowanych ruchach jak świetnie wyszkoleni tancerze.
Kobieta zgrzytnęła zębami. 
*
– To było wdechowe – zagaił Rick, gdy chłopcy już po sprawdzianie stali przy swoich szafkach. – Li wyglądała jakby chciała nas poćwiartować a potem zeżreć.
Nick skrzywił się.
To była jedna z cech jego brata. Miał kiepskie poczucie humoru, a jego żarty nie były zbyt zabawne. Starał się i próbował. Nawet kiedyś kupił sobie książkę „Tysiąc dowcipów na każdą okazję”. Była grubsza niż biblia, a nawet encyklopedia, ale zdeterminowany chłopak połknął ją w dwa tygodnie. Stan jego żartów odniósł minimalną poprawę, ale… już po miesiącu znów zaczął sypać kiepskimi kawałami.
– Rick, przestań gadać i zabierz rzeczy z szafki. W końcu jest koniec roku. Idziemy do domu, bierzemy deski i zjeżdżamy do Buenos.
Jego brat uśmiechnął się z pobłażaniem, ale skinął głową. I – co w ogóle nie powinno być zaskoczeniem – otworzył szafkę na lewo od Nicka.
Odwróć się, Louise Fairchild gapi się na siebie.
Usłyszał Nick myśl przekazaną mu przez Ricka. 
Obejrzał się i rzeczywiście. Dostrzegł ją. Obiekt swoich westchnień i najpiękniejszą dziewczynę w szkole. Zaskoczyło go, że patrzyła akurat na niego. Gdy skrzyżowały się ich spojrzenia Louise uśmiechnęła się po czym oddaliła w stronę swoich przyjaciółek.
To było dziwne – pomyślał.
Rick zdusił śmiech dorzucając do plecaka ostatnie przedmioty.
Nie to nie jest dziwne. To nienaturalne. Louise jest śliczna, miła i popularna. Ty jesteś… sobą.
Nick warknął rozdrażniony.
Te ich myślowe rozmowy wchodziły powoli w nawyk i czasami zapominali, że mają jeszcze języki.
– Dobra, koniec. Spadamy – stwierdził Nick.
Bliźniacy zgodnie skierowali się do wyjścia.
*
W domu czekała na nich nie lada niespodzianka. Mianowicie mama nie tylko piekła ich ulubione ciasto marchewkowe, ale piekła je razem z Carly Valiente. Była ona ich jedyną kuzynką, która prawie zawsze przyjeżdżała na wakacje do Johanssonów. Jednak nigdy nie było jej aż tak wcześnie. Mieszkała w Utah, a dom Nicka i Ricka mieścił się w północno-wschodniej części stanu Oregon. Żeby dojechać tu potrzebowała co najmniej kilku godzin, a to oznaczało, że musiała wyjechać już rano! Nie było jej w szkole.
Nick pomyślał, że to bardzo niesprawiedliwe. Oni musieli się użerać ze starą Mulligan, a dziewczyna miała wolny dzień.
Jednak nic nie powiedział głośno. Tylko Rick znał myśli swojego brata i było dla wszystkich lepiej, aby tak pozostało.
– Cześć, Car – Nick objął przyjacielsko kuzynkę, która chwilę później rzuciła się na jego brata. Chłopak pokręcił głową z pobłażaniem. Dobrze, że Carly była ich naprawdę daleką kuzynką, bo na oko dało się zauważyć, że ona i Rick żywią do siebie pewnego rodzaju silne uczucia.
Rumienisz się – zachichotał Nick w myślach.
Zamknij pysk – brat spojrzał na niego urażony.
Przecież nic nie mówię.
Rick wywrócił oczami.
– Chłopcy, może zabierzecie Carly do Buenos? – zaproponowała mama mieszkając ciasto dużą łyżką. Była w tej dziedzinie dość staroświecka. Lubiła trzymać się tradycyjnego robienia ciast. Być może kupienie miksera było prostsze, ale Caitlin Johansson nigdy nie szła po linii najmniejszego oporu. Stawiała sobie wysoko poprzeczkę i zazwyczaj – wkładając w to odrobinę wysiłku – przeskakiwała ją.
Nick wzruszył ramionami.
– Skoro już jest to jasne, że może iść. Ale dlaczego w tym roku tak wcześnie?
Mama i Carly wymieniły tajemnicze spojrzenia. Po chwili dziewczyna poinformowała:
– Tata wyjeżdża na cały rok do Atlanty prowadzić interesy, a ponieważ nie ma mnie z kim zostawić zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie jak przeprowadzę się do was i od początku roku zacznę naukę w Hex Hill High.
Bracia wymienili zaskoczone i jednocześnie zadowolone spojrzenia. Carly była jedną z najmilszych i najcieplejszych osób jakie znali. A bliźniacy mieli to do siebie, że kolegowali się prawie z całą szkołą. 
– Ekstra – przyznał Nick wiedząc, że Rick nigdy się na to nie zdobędzie. – Jeśli dodatkowo zaprzyjaźnisz się z Louise Fairchild i mnie z nią umówisz postawię ci podwójną porcję lodów karmelowych z bitą śmietaną.
Carly rozśmiała się.
– Jasne. Dorzuć wisienkę na wierzch i odegram wam nawet marsz weselny.
Caitlin pokręciła głową słysząc przekomarzania dzieci i rzuciła:
– Biegnijcie już, bo zamkną wam kawiarnię.
Rick spojrzał na nią marszcząc brwi.
– Ale jest dopiero szesnasta. Zamykają o północy…
Nick przewrócił oczami ciągnąc bliźniaka za rękaw koszuli.
– Idioto, to była łagodna sugestia, że mamy stąd spadać.
Rick posłał mu urażone spojrzenie, ale po chwili się rozpogodził. Oni nigdy się nie kłócili. Byli jednym z tych wyjątków, które nie potrafiło stwarzać problemów z niczego. Może głównym tego powodem była łącząca ich więź telepatyczna. Ponieważ znali swoje myśli nie mogli znaleźć powodów do kłótni. 
*
Dwadzieścia minut później chłopcy wraz z Carly weszli do kawiarni Buenos prowadzonej przez pewnego ekscentrycznego hiszpano-włocha z wąsikiem ala Charlie Chaplin i akcentem nieco skandynawskim, nieco australijskim. Był człowiekiem, którego nikt nie mógł rozszyfrować. Przezywali go Obieżyświat, bo przedstawiał sobą tyle narodowości ile chyba żaden człowiek na świecie. 
Cała trójka weszła do kawiarni witając się ciepło z właścicielem – Danny’em Rhysée. Następnie zajęli jedyny wolny stolik. 
Carly rozejrzała się ciekawie po wnętrzu. Zmieniło się tu trochę od ostatniego razu. Ściany przemalowano na błękitny kolor, twarde, drewniane krzesła zmieniły się w miękkie kanapy obite kremową skórą, a surowe, metalowe stoliki zmieniono na przytulne – mahoniowe. Na lewo od wejścia ustawiono rząd komputerów, gdyż Buenos było także kafejką internetową.
– Czego sobie życzycie? – przy stoliku pojawiła się dziewczyna niewiele starsza od nich. Nick chyba nawet kojarzył ją ze szkoły, ale nie potrafił przypomnieć sobie imienia.
Założyli zamówienie prędko, gdyż doskonale wiedzieli czego sobie życzyć. W końcu przychodzili tu co tydzień (przynajmniej Nick i Rick), ale z Carly nie było problemu. Przecież sam Nick jej stawiał lody karmelowe z bitą śmietaną i wisienką.
Rozmawiali jeszcze długo po skończeniu deseru. Carly opowiadała przyjaciołom co działo się przez poprzedni rok. Włącznie ze śmiercią Volta – jej ukochanego doga. Carly nie miała matki tak jak Nick i Rick nie mieli ojca co wydawało się zbliżać ich do siebie. A zwłaszcza Ricka i Carly.
Niemniej jednak nigdy nie będą w równym stopniu tak bardzo przyjaźnić się z nią jak ze sobą. To było coś więcej niż rodzinne więzy, coś więcej niż przyjaźń. Nie mogli jednak określić dokładnie co to takiego. Znali siebie nawzajem jak własne kieszenie, gdy jeden miał kłopoty drugi przychodził z pomocą. Gdyby do Ricka celowali z broni Nick rzuciłby się, aby go obronić i na odwrót. To czyniło z bliźniaków wyjątkowych, niepowtarzalnych.
Masz całe wakacje – zagadną Nick. – Możesz wreszcie postarać się o serce Car.
Rick spuścił głowę oblewając się rumieńcem. Na szczęście Carly była zbyt zajęta snuciem historii, aby zauważyć tą dziwną reakcję u jednego z chłopców.
Daj spokój, Carly mnie nie lubi w taki sposób. Traktuje mnie jak starszego brata.
Nick prychnął, ale tym razem nie w myślach co przerwało potok słów przyjaciółki. Chłopcy już myśleli, że Carly zacznie się dziwować, ale ona uśmiechnęła się łagodnie i pokiwała głową.
– Też uważam, że takie zachowanie jest głupie.
Rick i Nick zgodnie uśmiechnęli się szeroko. Nie ma co – Nick miał świetne wyczucie czasu.
*
Gdy zebrali się wreszcie w drogę powrotną słońce już dawno pożegnało nieboskłon. Na horyzoncie błyszczała srebrna tarcza księżyca, a ulicę oświetlał słaby blask lamp. 
Nick jechał na swojej deskorolce, Rick na rolkach, a Carly tradycyjnie na rowerze. Śmiali się do siebie sypiąc kiepskimi kawałami. W którymś momencie pozostawili Rickowi wolne pole do popisu. I śmiali się. Naprawdę się śmiali z tego jak koszmarnie mu szło.
– Pokazać wam coś ekstra? – zagadnął Rick, gdy znajdowali się już prawie na rogu Ridmana Street i Fire Avenue.
 Pozostała dwójka szybko przystała na propozycję czekając co też znów wymyśli Rick. 
– Ćwiczyłem to chyba przez miesiąc, ale wreszcie się udało. Zatrzymajcie się na chwilę.
Carly i Nick posłusznie stanęli. Rick jechał dalej. Nick zmarszczył brwi. Miał jakieś takie złe przeczucie. Serce zabiło mu mocniej. Przestał się śmiać i patrzył na brata.
Rick nagle jadąc na rolkach wyskoczył w powietrze i zrobił salto. Nick miał wrażenie, że się dusi. Chciał krzyczeć, ale z jego gardła nie mógł wydostać się żaden dźwięk.
Rickkkkk! – wrzasnął w myślach, ale jego brat pozostał bierny, jakby go nie słyszał.
Krew zaszumiała mu w uszach. Ale nic się nie stało. Salto wyszło wyśmienicie. Wylądował gładko odwrócony tyłem do kierunku jazdy, a przodem do przyjaciół.
– I co?
Carly zaczęła bić brawo, ale Nick nie dał rady. Nadal serce waliło mu jak młotem. Jednak uczucie duszenia minęło. Odetchnął głęboko patrząc na brata.
Co jest? – usłyszał w myślach. – Wyglądasz blado. Czego...?
Nigdy nie dowiedział się co Rick miał mu wtedy powiedzieć. Nagle zza zakrętu wypadł czarny lincoln pędzący z prędkością stu na godzinę. Wykonał szybki zawrót w lewo – w stronę trójki nastolatków. Gdy kierowca zobaczył Ricka zaczął hamować ile sił. 
Pisk opon. 
Głowę Nicka rozsadzało. Nie mógł oddychać. Świat mu się zamazywał.
Nieeee! – wrzeszczał. Nie wiedział czy na głos czy w myślach. To nie miało znaczenia.
Czuł jakby ktoś wydzierał mu serce z klatki piersiowej.
Uderzenie blachy o ciało.
Powietrze nie dochodziło do jego płuc.
Krzyk, który umilkł niespodziewanie.
Jego własny krzyk, nieartykułowany wydobywający się z jego głębi. Pierwotny skowyt zranionego stworzenia.
Nie wiedział jakim sposobem znalazł się przy bracie. Nie pamiętał. Ale nagle zobaczył jego twarz i oczy szeroko otwarte w wyrazie przerażenia.
Pustka. Pustka. Pustka.
Nick szukał czegoś w głębi siebie. Szukał czegoś czego tam już nie było. Umarło. Zginęło bezpowrotnie.
I ciemność. Tylko ciemność.




Bry wieczór x)

Po uno dziękuję za tyle cudnych komentarzy pod prologiem. Moje serce nadal się raduje!
Wiem, że strasznie późno dodaję ten rozdział, ale nie chciałam dodawać czegoś czego nie jestem pewna. W końcu po cytrylionie poprawek wstawiam. Jestem przekonana, że już nie mogłabym nic poprawić. Chyba tylko coś spieprzyć, więc... Ehkem, aghm...
Co sądzicie, drodzy moi? Podoba wam się taki wątek? To chyba duży przeskok od prologu, ale ma on naprawdę duży związek z dalszą historią, więc bez obaw.
Od dnia dzisiejszego wliczając będę strać się dodawać rozdziały co 2-3 tygodnie. Ale nie chcę dodawać czegoś krótkiego lub niedopracowanego, więc mogę mieć potknięcia z czasem ;p
Czy ogólnie taka długość rozdziałów wam odpowiada?

Pozdrawiam,
Jessabelle :*