niedziela, 8 lutego 2015

Tertius. Dusza nigdy nie umiera

Po lekcji Mulligan Nick zamierzał odprowadzić Jasona na zajęcia z trygonometrii, a sam iść na historię, ale niespodziewanie jego plan został zaburzony przez nauczycielkę. Kiedy już miał wychodzić z klasy poprosiła go, aby na chwileczkę został. Zaskoczony pożegnał się z Jasonem i polecił, aby o drogę zapytał Davida, jednego z kolegów, z którym kiedyś chodził pojeździć na desce do skate parku. On natomiast stanął przed zwaśnioną nauczycielką czekając na wyjaśnienia.
Panna Mulligan wstała zza biurka obeszła je dookoła i oparła się o nie naprzeciwko Nicka.
– Wiem, że między nami nie było najlepszych stosunków – zaczęła, a chłopak natychmiast parsknął.
– Pani nienawidziła mnie. Mnie i mojego brata.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie nienawidziłam ani ciebie ani Ricka. Byłam wami zafascynowany. Bo widzisz… lubię mieć wszystko pod kontrolą, lubię wiedzieć z czym mam do czynienia. A gdy nie rozumiem pewnej rzeczy jestem wstanie za wszelką cenę uzyskać rozwiązanie. Dlatego tak mnie denerwowaliście. Byliście zagadką. Problemem, którego nie potrafiłam rozwiązać. Robiłam wszystko, aby dociec o co w tym chodzi. Jak robiliście to co robiliście. Nienawidzę czegoś nie rozmieć. Dlatego obserwowałam was uważnie, szukałam… czegokolwiek. Ale nie potrafiłam nic znaleźć – kobieta uśmiechnęła się delikatnie. – I dlatego was podziwiałam. I może w głębi duszy nieco polubiłam. Nawet nie wiesz jak wstrząsnęła mną wiadomość, że Rick umarł – oczy jej się zaszkliły. – Wiadomość otrzymałam następnego dnia. I wiesz co? Sprawdzałam wtedy wasze testy. Sprawdziłam twój i właśnie siedziałam przy Ricku, gdy dostałam wiadomość. Znów przeklinałam was za to jak wam się udało… A potem, po tym telefonie, popatrzyłam na test twojego brata i… zabrakło mi tlenu. Bo wiedziałam, że już nigdy nie oddam mu tego pieprzonego testu – kobieta była tak wytrącona z równowagi, że nawet nie zwracała uwagi na słownictwo.
Nick poczuł, że i jemu po poliku stacza mu się łza. Nie dbał o to czy Mulligan to zobaczyła. Miał gdzieś czy ktokolwiek zobaczy, że płacze, ale obiecał samemu sobie, że nie będzie więcej płakał. Musiał być silny. Przetarł łzę rękawem ze złością.
– Nie wstydź się płakać – wyszeptała nauczycielka. – Łzy nie są oznaką słabość. Łzy to oznaka tego, że byłeś silny zbyt długo. – spojrzała na swoje kościste dłonie. – Lepiej już idź. Zaraz się spóźnisz.
Kierował się już do wyjścia, naciskał na klamkę, gdy dotarło jak wiele zrobiła dla niego ta kobieta. Przez tak długi czas nienawidził jej (a przynajmniej tak mu się wydawało) lecz tak naprawdę ta kobieta mu imponowała. Swoją zaciętością i wytrwałością. I podobnie jak ona jego nigdy nie potrafił jej do końca nienawidzić.
– Dziękuję – spojrzał na nią po raz ostatni i wyszedł.
Nie był pewny, ale wydawało mu się, że ona powiedziała to samo, gdy już stał po drugiej stronie drzwi.

***

Na przerwie obiadowej Nick nie potrafił odszukać Jasona, a nawet jeśli to jego pęcherz domagał się natychmiastowego opróżnienia, więc zaraz po socjologii skierował się w stronę najbliższej toalety.
Po drodze minął dziewczynę, która rano oblała go kawą. Chciała go zatrzymać, ale miał mały problem, więc po prostu ją zignorował. Chwilę potem wpadł do toalety i szybko załatwił swoją sprawę. 
Umył ręce i spojrzał na swoje odbicie. Nic niezwykłego. Teraz, blady chłopak o brązowych, prawie czarnych włosach i lodowato niebieskich oczach ubrany w skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Zdążył już zmienić bluzkę na tą którą nosił w czasie wychowania fizycznego. Dużo dziewczyn mogła go uważać za przystojnego, zwłaszcza gdy się uśmiechał, a w polikach pokazywały mu się urocze dołeczki. 
Westchnął i zarzucił torbę na ramię.
Chciał już wychodzić, gdy coś sobie uświadomił… Zerknął znów na lustro i zamarł. Albo widział podwójnie albo miał zwidy albo…
Za nim stał jego zmarły brat – Rick. 
Nick wytrzeszczył oczy i wziął urywany oddech. Oparł się ręką o umywalkę i obrócił aby przekonać się, że ma halucynacje. 
Nie, pomyślał zaciskając oczy, to nie może być prawda. Rick nie żył. On musiał mieć zwidy. Ale gdy otworzył oczy brat nadal tam stał z założonymi rękami i uśmiechem pobłażania na twarzy. Nickowi warga zadrżała.
– Ty nie żyjesz – wychrypiał prawie niesłyszalnie.
Rick wzniósł oczy ku niebu.
– Nie musisz mi tego powtarzać, bracie. Ostatnio słyszałem to wyjątkowo często.
Z gardła Nicka wyrwał się nieartykułowany dźwięk, który chyba miał być okrzykiem zdumienia.
– Wiem, że musisz być zaskoczony, ale zaraz ci wszystko wyjaśnię. Nie jestem zwidem, nie masz halucynacji. Jestem prawdziwy… To znaczy na tyle na ile prawdziwy może być duch. Mniejsza – machnął ręką. – Chodzi o to, że znalazłem się Pomiędzy.
Nick patrzył na ducha brata szeroko otwartymi oczyma.
– Powiedz, że nie śnie – powiedział nadal lekko chrypiąc. – Powiedz, że ty naprawdę stoisz przede mną. Powiedz to.
Rick uśmiechnął się ciepło.
– Tak, bracie. Jestem tutaj, stoję przed tobą i nie zamierzam na razie nigdzie odchodzić.
Po polikach Nicka zaczęły ciec łzy. Rzucił się w stronę Ricka. Spodziewał się poczuć jedynie powietrze, ale zamiast tego oplotły go ciasno ramiona brata. Ściskał go tak mocno, że gdyby Rick żył pewnie nie mógłby oddychać. Nadal płacząc jak dziecko przytknął swoje czoło do czoła brata i popatrzył na niego jak na największy cud świata.
– To jest niemożliwe, ale mam to gdzieś – rzucił Nick. – Mam to gdzieś nawet jeśli zwariowałem.
Rick zaśmiał się popychając żartobliwie brata.
– Nie zwariowałeś, Nick. Już ci wyjaśnię o co chodzi. Bo widzisz… – jego twarz zmieniła wyraz na poważny. – Gdy umarłem wylądowałem w świecie Pomiędzy. To taki przejściowy wymiar do którego trafia każdy duch, aby potem iść do Krainy Śmierci. Pewne dusze mnie tam poprowadziły, ale nie mogłem przejść przez drzwi. Przez Wrota do Krainy Śmierci nie przechodzą tylko ci, którzy mają tu, na Ziemi, jakąś niedokończoną sprawę. Starałem się z tobą skontaktować, ale byłem zbyt słaby, bo dopiero co umarłem. Musiałem zbierać siły, aby udało mi się stać bardziej cielesnym. No i… tadam.
Nickowi, aż zakręciło się w głowie z tego wszystkiego. Rick stał przed nim i opowiadał mu jakieś farmazony o Krainie Śmierci, niedokończonych sprawach… Rodem z filmu o duchach. Chociaż w sumie to było możliwie jeśli pomyśleć pod kątem, że właśnie stoi i rozmawia sobie ze swoim zmarłym bliźniakiem.
Odetchnął głęboko i starał się jakoś zebrać w sobie, ale zanim odezwał się choć jednym słowem do toalety (męskiej) wparowała dziewczyna od kawy. Nick zamarł. 
Musiał wyglądać w tym momencie dość niezwykle. Mokra od łez, blada twarz i obłąkańczy wzrok.
Szatynka zmarszczyła brwi patrząc na Nicka.
– Wszystko okej? Wyglądasz dość… niewyraźnie – zaryzykowała po czym przeniosła wzrok na Ricka. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. – Którego z was mam przepraszać za oblanie kawą?
Nickowi opadła szczęka, a Rick zakrztusił się.
– Ty go widzisz?
– Ty mnie widzisz? – zapytali bracia w tym samym momencie.
Dziewczyna spoglądała zaskoczona to na jednego to na drugiego.
– A dlaczego miałabym nie widzieć? Bawicie się peleryną Harry’ego Pottera? – zaśmiała się nerwowo spoglądając na drzwi. – Wiecie, może przestaniecie się tak szczerzyć, bo jakbyście nie zauważyli jestem w męskim kiblu. Próbowałam się zdobyć na to przez pięć minut, więc niech któryś raczy mi wreszcie powiedzieć „przyjmuję przeprosiny” zanim ktoś tu wejdzie.  
Bliźniacy popatrzyli po sobie.
– Ona nie powinna cię widzieć, prawda? – spytał Nick Ricka.
Jego brat pokręcił głową.
– Nie powinna. Tylko czarownice i tego typu mogą mnie zobaczyć, gdy przyjmuję cielesną formę.
– Co?! – wykrzyknęła szatynka mierząc ich takimi spojrzeniami jakby stracili zmysły. I pewnie tak musieli wyglądać w jej oczach.
– No bo widzisz…
– Ellie – podpowiedziała Rickowi.
– Tak. No właśnie, Ellie. Bo ja tak jakby… jestem martwy.

***

No i to by było na tyle jeśli chodzi o normalne życie – pomyślał Nick, gdy Ellie stała i gapiła się to na jednego to na drugiego z przerażeniem.
Spodziewał się, że ona raczej ucieknie, bo chyba sam miał na to ochotę. Dla niego to było stanowczo za dużo. Cieszył się, bardzo, że zobaczył Rick, którego – jak myślał – utracił na zawsze. Ale z drugiej strony to było zbyt przerażające by mogło być prawdziwe.
Nick śmiał przypuszczać, że nie każdy nastolatek w jego wieku widzi zmarłych i stoi w kiblu gapiąc się na dziewczynę, która ma podobny problem do niego.
Wreszcie Ellie odchrząknęła głośno i przewróciła oczami.
– To ma być żart? Jeśli tak to bardzo głupi – spłyciła i po raz ostatni spojrzała na Nicka. – Więc przepraszam za oblanie kawą. To tyle ode mnie. Do widzenia.
Powiedziawszy to wypadła z toalety wpadając prosto na Jasona, który właśnie zmierzał w tamtą stronę. Dziewczyna pewnie zaraz zaczęłaby się tłumaczyć z powodu wizyty w męskiej toalecie, ale była zbyt rozzłoszczona na tamtych bliźniaków. Jak można robić tak ohydne kawały? Przecież to nawet nie było śmieszne.
Poszła przed siebie chcąc jak najprędzej zapomnieć o incydencie w toalecie. Wyszarpała z kieszeni plan lekcji i przeleciała go wzrokiem. Miała teraz fizykę. Przyspieszając kroku minęła drzwi na stołówkę, gdzie nadal kłębił się dość duży tłum z uwagi na przerwę obiadową. Wspięła się po schodach, a następnie usiadła na ziemi obok drzwi do sali. Westchnęła i podciągnęła do siebie kolana ukrywając głowę między nogami.

***

Nick starając się ukryć targające nim emocje podążał za Jasonem, aby doprowadzić go pod salę z francuskiego. Sam miał teraz algebrę z niezbyt przyjemnym panem Freemanem. Ale w ogóle nie mógł myśleć o lekcjach. Najchętniej zerwałby się i pojechał do domu, aby przetrawić wszystko w samotności. Do tego bał się, że Ellie w końcu odkryje brutalną prawdę, że Rick rzeczywiście nie żyję – przecież musi kiedyś usłyszeć o zmarłym bliźniaku, bo przecież szkoła od tego aż huczała. Wtedy Nick wolałby nie być w jej skórze. 
Pewnie będzie się czuła jeszcze gorzej niż on sam. Bo Nick czuł się jakby ktoś go porządnie wyprał, a potem wywiesił na sznurku w samym środku zimy. Chyba wolał jak jego brat pozostawał naprawdę martwy. Wtedy mógł porozpaczać nad jego utratą. A teraz? Teraz Rick tak jakby żył, ale… nie do końca. To było gorsze.
– Do zobaczenia – Jason uśmiechnął się szeroko i wszedł do swojej klasy.
Nickowi opadły ramiona.
No pięknie. Będzie teraz musiał iść na lekcje i udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Ale… Potrząsnął głową. Nie, nie da rady. Potrzebował chwili odpoczynku. Za dużo się dziś wydarzyło.
To pierwszy dzień w szkole po wakacjach – po najgorszych wakacjach w całym jego życiu… I co? Zobaczył martwego bliźniaka! Zobaczył kogoś przez kogo przez dwa miesiące utkwił w najgłębszej studni czarnej rozpaczy. Naprawdę miał tego wszystkiego dość.
Nick szedł już w stronę szafki, aby zabrać deskę i wymknąć się gdy przed nim stanęła Carly z założonymi rękami i uniesioną jedną brwią.
– Czego chcesz? – warknął chłopak, a dziewczyna westchnęła głośno kręcąc przy tym głową.
– Nic z tego, Nicky. Mama mówiła, że będziesz tego próbował. Nie pozwolę ci się wymknąć ze szkoły. Masz przejść cały ten dzień. To rozkaz. Nie możesz od wszystkiego uciekać – popatrzyła na niego dosadnie.
Potarł ręką czoło.
– Car, musisz zrozumieć, że…
– Nie – przerwała mu dziewczyna. – Nie zrozumiem. Wiem, że ci ciężko, ale to cię nie usprawiedliwia. Nicholasie Johansson, to pierwszy dzień szkoły i naprawdę, ale to naprawdę będę wdzięczna jeśli uda ci się ten jeden raz wszystkiego nie spieprzyć. Wszyscy my cierpieliśmy przez te wakacje, ale musimy wreszcie pogodzić się z tym co było i zacząć żyć teraźniejszością. Rick nie żyje i nie będzie żył. Koniec kropka. Takie jest życie. Czas, abyś wreszcie to wbił sobie do swojego mózgu. 
Nick zacisnął zęby.
Och, uwierz Car, bardzo bym chciał przestać wciąż o tym myśleć, ale nie mogę. Czy ty nie rozumiesz, że zobaczyłem dziś ducha mojego brata? Że ja się ciągle czuję jakbym był w połowie martwy! I nawet gdybym chciał nie potrafiłbym żyć tak jak kiedyś!
Bardzo chciał wykrzyczeć to kuzynce prosto w twarz, ale nie mógł. Pewnie wzięłaby go za wariata, powiedziała matce i teraz to na sto procent wysłałyby go do psychologa… jeśli nie do psychiatry!
Więc Nick pokręcił tylko głową wciskając ręce do kieszeni. Następnie odwrócił się na pięcie i pozwolił Carly, aby odeskortowała go pod samą klasę. 

[Yhym, to wcale nie wygląda na Nicka i Ricka, ale wiem, że macie wielką wyobraźnię, kochani x)]

Ahoj, kamraci!

Taaa, feriowe odwiedziny kuzynki, która wmusza we mnie porcje jakichś pirackich gówien. Skreślić! Lecimy dalej. 
Zaskoczyłam was? Powiedzcie, że was zaskoczyłam, że tak szybko zaczynam akcję... Bo sama siebie zaskoczyłam x.x Ale wybaczcie... Nie mogłam się pohamować. Kurdem, mam nadzieję, że przy okazji niczego nie zepsułam, bo się chyba powieszę. Jak dotąd do najlepszy pomysł na opowiadanie jaki powstał w mojej skromnej główce. ;p Choć to dopiero trzeci rozdział już kocham moich małych bliźniaków. To prawie jak dzieci czy koty... Aaa, pieprzę jak potrzaskana x.x Tak to jest jak publikujesz po wymęczeniu psychicznym przez psychopatyczną kuzynkę. 
Dobra, nie będę już was tu męczyć moim, chaotycznym i zakrawającym na pierwszeństwo w drodze do psychiatryka, dopiskiem.
Teraz pozostaje mi już tylko czekać na katów przybywających z komentarzami x)

Pozdrawiam, Jessabelle ;*