Nocne powietrze rozdarł kobiecy
krzyk wypełniony cierpieniem. Czarne chmury zakryły srebrzystą tarczę księżyca
czyniąc noc straszniejszą. Zwiastowało to nieszczęście.
Mieszkańcy niewielkiej osady, Hex Hill, nad którą tej
potwornej nocy zapadł nieprzenikniony mrok, doskonale zdawali sobie sprawę z
tego czyj krzyk posłyszeli, ale starali się to ignorować. Zawsze tak było – raz
w roku w dzień przesilenia letniego w kościele Santa Katherina rozbrzmiewał
wrzask z piekła rodem.
Nauczono się nie zwracać na to
uwagi, gdyż każdy kto choć raz zakradł się sprawdzić co się dzieje w kościele
już nigdy stamtąd nie wracał.
Wszyscy zdawali sobie sprawę z zagrożenia
i tego, że maczała w tym palce czarna magia. Jak inaczej wyjaśnić tą piekielną
ciemność i demoniczne wrzaski? To było najłatwiejsze wytłumaczenie dla mieszkańców.
Nikt nie sądził jednak jak
mroczne i krwawe rytuały odbywają się w Santa Katherina.
A było na co patrzeć. Pewnie
zwykły mieszczanin nie wytrzymałby nerwowo i wyzionął ducha na posadzkach świętego
miejsca, które tego dnia przedstawiało scenę rodem z piekła.
Ksiądz, okryty czarną szatą, w
ogóle niepodobną do książęcej pochylał się nad chudą, wymizerowaną kobietą o
bladej twarzy. Krzyczała ile sił w płucach i próbowała wyszarpać z ucisku innych
mężczyzn odzianych w podobne szaty co ksiądz. Jednak byli silniejsi od niej. O wiele.
Kobieta miała wrażenie jakby zrobiono ich z mosiądzu.
- Cataline Seres Yohens - wyszeptał ksiądz pochylając się nad klęczącą kobietą po której policzkach łzy
wytaczały swój równy szlak. Była przerażona. Strach ją obezwładniał i nie była
w stanie nawet nic z siebie wydusić. Żadnego „pomocy”, jedynie nieludzki krzyk przerażenia.
Bo wiedziała, że to już koniec. Ktokolwiek kto został zabrany do kościoła w
dzień przesilenia letniego nie przeżył.
– Cataline – powtórzył dosadnie mężczyzna, a ona załkała. Po co wciąż
powtarzał jej imię? Wypowiedział je jeszcze następnych kilka razy, aby móc się
oswoić z jego brzmieniem, a następnie zamknął oczy.
Gdy je otworzył była białe,
zupełnie białe, żadnej źrenicy czy tęczówki.
Cataline wrzasnęła po raz kolejny
i spróbowała się wyrwać. Rzecz jasna było to daremne. Już nic nie mogło jej uratować.
To była jej ostatnia noc, ostatnia chwila życia.
Ksiądz nucąc coś niezrozumiałego
pod nosem podszedł do ołtarza i zabrał w ręce kielich. Kielich niepodobny do
mszalnego, był czarno złoty ze zdobieniami, które postronnemu skojarzyłby się z
czymś złym. I także tym były. A w jego wnętrzu chlupotała czerwona ciecz – nie będąca
na pewno winem.
Głośny szloch Ctaline odbił się echem
po murach kościoła.
– Spokojnie, Cataline – przemówił ksiądz głosem niepodobnym do
ludzkiego. Było to jak syk węża. – Tej nocy rozpoczniesz zupełnie nowe życie.
Po czym uniósł kielich z krwią –
bo tym właśnie była czerwona ciecz wypełniająca po brzegi naczynie. Z jego ust wydostawały się słowa, które zaraz
za nim zaczęli powtarzać dwaj trzymający kobietę mężczyźni:
sanguis a
sanguine
iuramentum
in aeternum
memoria oblitus
iuramentum - non
iuramentum
in aeternum
memoria oblitus
iuramentum - non
Ksiądz zaprzestał recytowania,
aby wznieść kielich ponad siebie. Odchylił głowę do tyłu jakby napawając się
tryumfem. Wciąż powtarzając łacińską mantrę opuścił dłonie i przystawił kielich
do ust Cataline. Przechylił go i ciecz zaczęła się wlewać do ust bezbronnej dziewczyny.
Była zbyt przerażona, aby myśleć o czymkolwiek.
Jednak z każdym łykiem jej
uczucia były coraz bardziej przyćmiewane przez… coś. To coś spuszczało na nią falę spokoju i pewności. Miała wrażenie
jakoby jej ciało pokryła niewidzialna zbroja. Wyprostowała się i bez skrupułów
wypiła ciecz do dna. Ksiądz odsunął kielich od jej ust, a na jego wargach
zagościł diaboliczny uśmiech.
Cataline oblizała usta i delektowała
się metalicznym posmakiem.
Dwaj mężczyźni podnieśli ją na
nogi i puścili. Kobieta nie próbowała uciekać. Nie chciała już tego. Myślała
teraz inaczej, miała inne cele. Miała inne, nowe życie.
Ona i ksiądz popatrzyli sobie
prosto w oczy i w tamtym momencie dało się dostrzec, że oczy Cataline zmieniły
się. Nie miała już białka, zielonych tęczówek i źrenicy. Zamiast tego w oczodołach
ziała czarna pustka.
Powoli usta Cataline rozciągnęły
się w szerokim uśmiechu, ale nie był on wesoły. Wróżył nieszczęście.
Ksiądz położył dłoń na ramieniu
kobiety i wyszeptał chyląc głowę:
– Ave, Cataline.
[A tak oto mniej więcej wyglądał kielich od nawiedzonego księdza x) ]
No to zaczynamy, tak? xD Jestem mega podekscytowana. Od dawna zbierałam sie na to, aby założyć bloga, ale nie starczało mi czasu i teraz... uuu... tatadadam... Jestem i przynoszę wam moje małe bazgrołki. Prolog napisałam już masę czasu semu i właściwie był on jednym, krótkim opowiadaniem, ale ostatnio mnie natchnęło i stwierdziłam, że trochę je wydłużę.
Tak, moi kochani, będzie to fantasy... A co innego miałabym pisać? Uwielbiam dreszczyki, mroczne i tajemnicze miejsca okryte klątwa i co najważniejsze same w sobie sekrety i tajemnice :) Mam nadzieję, że zainteresowałam was moim krótkim prologiem i postanowicie zostać na dłużej :# Zrobię mini spojler i powiem, że w następnym rozdziale już przenosimy się do naszych czasów. c: To ode mnie tyle. Kurdem, zaraz notka ode mnie będzie dłuższa niż prolog.
Aa... No to miłego czytania i takie tam :) Zapraszam do komentowania, chciałabym poznać opinię innych na temat moich bazgrołków.
Więc już bardziej oficjalnie: Witam wszystkich zebranych w Hex Hill...!! ;}